niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 20

Nie wychodziłam ze swojego mieszkania przez dwa dni. Siedziałam w mojej sypialni lub salonie, oglądając telewizję i wyjadając jedzenie z lodówki.

Dziś rano budzę się i gdy siedam jedyne co czuję to okropny ból głowy. Wkładam szorty na nogi i wychodzę z pokoju. Idę do kuchni, aby znaleźć aspirynę. Po popiciu dwóch tabletek wodą, idę do moich drzwi, aby sprawdzić pocztę. Zwykle nie sprawdzam. Gdy idę przez hol, osoba na recepcji zwykle ma dla mnie przygotowaną. Mój menedżer powiedział, że powinnam częściej sprawdzać przesyłki od różnych firm. A ponieważ nie opuściłam mojego mieszkania przez 48 godzin, lepiej to sprawdzić.


Otwieram drzwi i wychodzę, aby przejść do holu i po drodze o mało nie potknęłam się o ogromny kosz z kwiatami. Robię krok wstecz i uświadomiam sobie, że mam bukiety leżące przed moim pokojem. 2 bukiety róż, 2 bukiety lilii  i 3 duże bukiety bzów, moich ulubionych.


I gapię się z miejsca na obfite kwiaty. Biorę kartę wystającą z górnej części jednego z bukietów, ale nie muszę czytać, żeby  wiedzieć od kogo są. Zginam kartkę na pół i umieszczam w kieszeni.


- Podobają ci się ? - Słyszę głos po mojej prawej stronie.


Josh nadchodzi korytarzem w ręku trzymając kolejny bukiet kwiatów.


- Wysłaśe do mnie kwiaty, czy zamierzasz otworzyć kwiaciarnię?

Odpowiadam.

- Nie należy odpowiadać  pytaniem na pytanie. I nie, nie wysłałem ludzi aby je dostarczyli, przywiozłem je własnoręcznie. - Mówi, wręczając mi kwiaty.


Biorę kwiaty i je podziwiam. Myśl, żę sam przywiózł tu całą masę kwiatów ogrzewa mi serce.

Nie leć na to. Nie pozwól mu grać na tobie ponownie.

- Nie mogę ich przyjąć. -  Oddaję bukiet ze spuszczoną głową.


- Moja droga, chyba straciłaś poczucie czasu i zapomniałaś że dzisiaj mamy Dzień Kobiet, więc wszystkiego najlepszego. Pewnie pomyślisz że jesteś tyle warta co te kwiaty ale nic bardziej mylnego, gdyż nie ma rzeczy która zdołałaby opisać jak wiele dla mnie znaczysz. Dobra, wiem, że to, co zrobiłem, było bardzo głupie, ale musisz zrozumieć, że to co powiedziałem, było jedynie aby odciągnąć Claudię. Jennifer jedyne czego chciałem to ciebie. - Mówi przesuwając kwiaty z powrotem.


- Po pierwsze, dziękuję. A po drugie, nie możesz mnie kupić. Nie w ten sposób. - Odpowiadam, miotając kwiatami wokół. - Jeśli to było wszystko co chciałeś, Claudii by nie było.


- Już jej nie ma, przynajmniej na razie. - Podnosi wzrok. - Nie jesteśmy już razem. - Mówi.


- Josh, nie zerwałeś z nią dla mnie, prawda? - Pytam, zniecierpliwiona aby usłyszeć odpowiedź.


- Cóż, nie. Ale zrobiłem to, bo nie mogłem dłużej z nią być, gdy jedyne o czym myślałem to ty. - Rzekł podchodząc bliżej, ale cofnąć się do mojego mieszkania.


- Kiedy to się stało?


- Dzień po naszej porannej sytuacji w moim domu. Miała wyjechać na sesję, a ja działałem pod wpływem impulsu. Powiedziałem jej, że nie mogę być z nią, ponieważ wiedziałem, że na dłuższą metę nie będę w stanie dłużej pociągnąć naszego związku.


Rozważam jego słowa. Chcę mu wybaczyć, ale nie powinnam. Może jestem zbyt przewrażliwiona. Może nie było to nic wielkiego.


- Wejdź. - Rozkazałam.


- Czy chcesz żebym wniósł te kwiaty? - Josh oferuje.


- Nie, uporamy się z nimi później. - Odparłam, chwytając go i wciągając do środka.


Siedzimy na kanapie i rozmawiamy godzinami. Josh ciągle dostaje wiadomości tekstowe i połączenia ale szybko je ignoruje. Rozmawiamy o Kosogłosie, o tym że przez pierwsze dwa miesiące nie będzie go z nami na planie, oboje nie wiemy jak sobie z tym poradzimy. Gadamy też o premierach,  wieczorach filmowych i najdziwniejszych rzeczach jakie przychodzą nam do głowy.

- Czy chcesz, abym zamówiła jakiś lunch? - Oferuję.


- Hmm właściwie to zamówiłem wcześniej pizze. - Uśmiecha się promiennie.

 Trafił w samo sedno. Pizza, to jest to.

Zanim się odzywam rozlega się płukanie do drzwi.

- Czas na Pizzę. - Krzyczy Josh wstając z kanapy.

Otwiera drzwi i szybko płaci mężczyźnie bez zbędnych pytań i autografów.

- Dzięki. Nie musisz kupować mi pizzy. - mówię, gdy wraca obok mnie na kanapę.

- Kto powiedział, że to dla ciebie? - Podnosi brew i chichocze.

- Bardzo zabawne. - Mówię szturchając go i otwierając wieko.

- Mam nadzieję, że z serem jest w porządku? - Upewnia się,wręczając mi tależyk.

- Ser jest doskonały. - Odpowiadam chwytając kawałek.

Włączany telewizor i oglądamy maraton filmowy na kanale Sci-Fi. To filmy są o strasznych komputerowo przerobionych krokodylach, które wyskakują z wody, biegając po mieście i zabijając wszystkich.

Maraton zajmuje nam dużo czasu. Kończy się około 9 wieczorem.

Wyłączam telewizor i siedzimy w milczeniu po raz kolejny. Jestem wyczerpana. Josh musi już iść, ale ja nie mam serca go odepchnąć.

Czuję jak Josh kładzie rękę na mojej nodze i dreszcze natychmiast sięgnęły aż po moje plecy.

- Czy mogę zostać? - Pyta , chrypliwym głosem

-Nie wiem.- Odpowiadam, mam mętlik w głowie.

Nie chcę, żeby myślał że wszystko będzie znów w porządku między nami dlatego, że zerwał z Claudią.

- Mogę przenocować na kanapie. - Wyjaśnia, suwając swoją dłonią w górę i w dół mojego uda, gdy ja czuję jakbym zapadała się w kanapę. Delikatny masaż jego dłoni sprawia, że pragnę więcej. Emocje przejmują dowodzenie. Zgadzam się.

- W porządku. - Odpowiadam szeptem.

Wstaję, podchodzę do szafy aby wyjść poduszkę i koc a następnie wręczam je Joshowi.

Podaję mu rzeczy i zawracam o sypialni.

- Dobranocę -Mówię w ciemności.

- Dobranoc. - Odpowiada.

Gdy jestem już w sypialni, przymykam drzwi. Moje serce jest w kawałkach. Chcę go tutaj. Pragnę mieć go ze mną w moim łóżku. Chcę, żeby nadal muskał część mojego ciała swoimi dłońmi.


*** Josh ***


Budzę się przez odgłos głośnego skrzypienia drzwi sypialni Jen. Jest jeszcze ciemno. Patrzę na mój telefon aby sprawdzić czas. Jest 1:36 rano.

Staram się zasnąć z powrotem, ale szybko budzę się gdy słyszę drżący głos Jennifer szepczącej mi do ucha.

- Josh?

- Tak?

- Wrócisz ze mną do sypialni?

Nie odpowiadam. Nie muszę, tylko od razu wstaję z kanapy i udaję się z nią do sypialni. Jestem tylko w moich bokserkach. Drżę z zimna.

Dostrzegam w ciemności zarys jej sylwetki stojącej w drzwiach.  Biorę ją w ramiona i przytrzymuję ją. Ona odpowiada natychmiast owijając ramiona wokół mojej szyi.

Podnoszę ją z ziemi i przeprowadzam do łóżka, kładąc przy okazji pocałunki na jej policzku i szyji.

Kładę ją delikatnie na materacu i sam przenoszę się na drugą stronę.

- Czy wszystko w porządku?- Szepczę.

- Po prostu nie mogłam zasnąć. Dręczyła mnie myśl że leżysz sam na kanapie.

Nie chcę, być dla niej zbyt nachalny. Nie żeby myślała że wchodzę do jej łóżka od razu by ją przelecieć. Chcę się z nią obchodzić powoli teraz, nie chcę się z nią spieszyć.

Zamykam oczy, ale zanim w pełni odpływam z powrotem do snu, czuję przysuwającą się Jen.

Otwieram moje ramiona, pozwalając jej się przysunąć bliżej i położyć głowę na mojej klatce piersiowej. Gdy jej głowa znajduje już swoją komfortową pozycję na mojej piersi, obejmuję jedną ręką jej plecy i drugą rękę owijam w okół jej ramienia.

Całuję jej kark, a ona bierze moją dłoń w swoją i oplata nasze place.

- Tęskniłam za tobą. - Mówi cicho.

- Tęskniłem za tobą. - Odpowiadam.

Brakowało mi wszystkiego niej. Widzenia jej, czucia jej. Nie tylko fizycznie, ale psychicznie. Wiedząc, że też za mną tęskniła sprawia, że ​​dużo łatwiej jest mi zasnąć.

Mimo to czuje się winny, że trzymam miłość mojego życia w moich ramionach, ale ona nie jest tylko moją miłością a ja nie jestem tylko jej.


Hej :) Dzisiejszy rozdział, trochę tematyczny ze względu na Dzień Kobiet. Mam nadzieję że się spodobał i poprawił humor.

2 komentarze:

  1. Rozdział fajny :) Kiedy nowy? :c

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na kolejny <3 już nie mogę się doczekać, dodaje cię do zakładek *-*

    OdpowiedzUsuń