niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział 24


We śnie wciąż powracam do minionych wydarzeń. Moja rzeczywistość skupia się tylko na nim. Już od początku naszej znajomości wiedziałam jak mocno na mnie oddziałuje. Chemia rosła z dnia na dzień planu ,z roku na rok. Staliśmy sobie bliscy i każda osoba obserwująca nas przez pryzmat lat mogła to szczerze przyznać.Leżę na łóżku zastanawiając się co wydarzyło się na prawdę a co nadal jest snem. Przed oczami mijają mi urywki z nocy w klubie i słowa Josha w hotelu. Dryfuję pomiędzy snem a jawą, zmęczona upojeniem, które dał mi Josh. Jeszcze niedawno nie wyobrażałam sobie nas w takiej sytuacji. Oboje w końcu znaleźliśmy miejsce najbliższe naszych serc, do którego dawno baliśmy się przyznać. Tak wiele razy go odrzucałam a to przecież przy nim czuję, że wreszcie żyję. Być może to, co czuję to tylko tymczasowe uczucie, które zostanie mi odebrane przez inną osobę. Boje się obudzić przy pukaniu do drzwi Claudii, jej połączeń i sms-ów lub tego, że to ona znów stanie się powodem naszych kłótni.

Gdy jednak moje najgorsze przeczucia się spełniają, dzwonek hotelowych drzwi odzywa się. Otwieram stłumione oczy, co przychodzi mi łatwo gdyż nie zdążyłam zapaść w głębszy sen. Komu Josh mógłby powiedzieć, w którym z hotelów się zatrzymamy? W głowie układam listę osób, które mogą stać za drzwiami. Może niepotrzebnie panikuję gdy może się okazać, że to ktoś z hotelowej obsługi.
Josh, również się obudził. Spogląda na mnie pytająco i zrywając się z łóżka zakładamy ubranie. Nie mam tu nic na przebranie w przeciwieństwie do niego, więc postanawiam ubrać jego koszulkę sięgającą mi do połowy uda. Obracam się i widzę, że przeciwnie zaspany Josh jest już w połowie procesu zakładania spodni. W takim razie to ja podchodzę do drzwi i je otwieram.
 - Jennifer! - to osoba która dzwoniła do mnie wcześniej, stoi teraz wrzeszcząc moje imię. - Co ty sobie do cholery myślałaś nie odbierając moich telefonów?
- Po prostu nie potrzebuję aby ktokolwiek przerywał mi tak piękny, a za razem ciężki poranek - odpowiadam poirytowana mojej menadżerce. To ona wydzwaniała do mnie jeszcze gdy byłam pod prysznicem. Wiedziałam, że i tak nie wie gdzie jestem, więc nie muszę się z nią kontaktować. W tamtej chwili zupełnie ważniejszy był dla mnie Josh niż rozmowa z nią. - Jak w ogóle mnie tu znalazłaś? -dodaję, nie ukrywając zdziwienia.
- Jennifer, wydzwaniam do ciebie od ponad czterech godzin. Z twoim charakterem i pomysłowością nie trudno się o ciebie nie martwić, moja droga. Wystarczył telefon do menadżerki Josha aby podała mi adres hotelu, w którym się zatrzyma. Nie trudno było się domyślić, że jesteście tu razem gdy nie było cię w swoim apartamencie.
Josh posyła mi niezręczne spojrzenie gdy siada na kanapie obok. - Co się więc stało, że tak bardzo pragnęłaś się spotkać?
- To raczej wy mi powiedzcie co takiego działo się po wczorajszej imprezie, że wszędzie krążą zdjęcia, na których widać, jak Josh wnosi cię do hotelu i wyprowadza z klubu. Jen czy ty nie potrafisz obejść się bez skandalu? Nie możemy dać fanom tego co chcą, czyli was razem. Akurat teraz gdy mamy bardzo ważną promocję filmu myślę, że powinniście trzymać się z dala od fotoreporterów, zwłaszcza wspólnie - wyjaśnia.
Josh wstaje, podchodzi do okna i nerwowo jeździ rękami po głowie. Spoglądam na jego reakcję i widzę, że ostatnie słowa bardzo go dotknęły. Chyba nie przejął by się zbytnio zdjęciami tylko tym, że powinniśmy się nawzajem unikać. Sama w głowie przetwarzam jej słowa i zdaję sobie sprawę, że na dłuższą metę jest to nie możliwe.
Moja menadżerka widząc nasze rozczarowanie, kontynuuje. - Za tydzień macie wspólny wywiad i liczę na to, że wyjaśnicie tę całą sytuację i potwierdzicie, że wszystkie plotki o waszym związku to nieprawda. Nie możecie się teraz spotykać. To wszystko co miałam wam do powiedzenia - spuszcza z nas wzrok i wpatruje się w swój telefon.
- Nie wierzę, że nas o to prosisz - opieram głowę na dłoniach i pocieram nerwowo czoło.
- Nie macie wyboru. Jennifer jeśli nie będziesz ze mną współpracować to do niczego sama nie zajdziesz. Po prostu proszę abyś unikała mediów. A teraz muszę iść do wytwórni i sprostować sytuację w twoim imieniu.
Po jeszcze kilku pouczeniach, pożegnała się z nami i wyszła zostawiając nas zdziwionych i rozczarowanych.
Włączam telewizor i dowiaduje się, że mówią o nas na kanałach plotkarskich. Wszędzie zdjęcia i nagłówki o tym, jak najbardziej pożądana aktorka Hollywood, Jennifer Lawrence upiła się zeszłej nocy i znany aktor, Josh Hutcherson wnosił ją na rękach do hotelu. To naprawdę wygląda źle, nie spodziewałam się, że aż tak.
- Jak mogłeś pozwolić aby ci idioci zrobili nam zdjęcie? - zwracam się do niego ze złością w głosie. Stojący pod ścianą wzrusza ramionami i patrzy na mnie. - Jen zależało mi na tym, żeby jak najszybciej znaleźć się w środku. Nawet nikogo nie zauważyłem, nie zwracałem na nich uwagi. Miałem im powyrywać aparaty z rąk?Przepraszam.
- Wiesz co mnie najbardziej załamuje, Josh? To, że gdy w końcu jesteśmy wolni, to wytwórnia i cały świat stoi nam na przeszkodzie - załamuje ręce i odwracam od niego wzrok.
- Jen nikt nie może mi zabronić czuć tego, co do ciebie czuję! - podchodzi i siada obok mnie.Jego głowa podostaje zapatrzona w podłogę. - Nigdy - mówi nieco ciszej i spokojniej. Gdy go słyszę przechylam głowę na jego ramię.
- I wiesz co? Piepszmy ich wszystkich, za to że oni wpiepszają się w nasze życie! Wyjedź ze mną na kilka dni do domu, do Kentucky.
Podnoszę głowę oczami analizując jego błagający wyraz twarzy i słowa. Moje oczy zaczynają błądzić po pokoju zastanawiając się nad odpowiedzią, której nie jestem pewna. - Chyba oszalałeś, nie możemy tak po prostu rzucić wszystkiego i wyjechać bo nam się tak podoba, bo media nas wkurzają.
Jego wyraz twarzy trwa niezmieniony a ja przez chwilę zaczynam się zastanawiać czy nie powinnam mu ulec. Analizuję poprzednie miesiące i dochodzę do wniosku, że przez ostatnie kilka miesięcy praktycznie nie opuszczałam Nowego Jorku. - W porządku - dodaję wstając z kanapy i stając przed nim. - Jadę z tobą do domu.
 *
Josh wykonuje telefon do swojego publicysty mówiąc mu, że nie będzie go w mieście i krótko wyjaśniając najnowsze wydarzenia. W między czasie ja zbieram swoje rzeczy i wkładam wszystko do małej torby Josha.
Gdy kończy rozmawiać,jestem już gotowa i czekająca do wyjścia. Jestem przerażona gdy widzę rządek ludzi z aparatami. Zaciskam dłoń na ramieniu Josha i zaczynam panikować. Zrobią jeszcze więcej zdjęć, zaczną obrzucać nas pytaniami i utrudnią dojście do samochodu. Tabloidy opublikują kolejną historie na nasz temat a mój zespół mnie zabije. 
Josh wyraźnie reaguje na moje paznokcie wpijające się w jego rękę i uspokaja mnie jeszcze zanim znajdujemy się w ich widoku. 
- Spokojnie, Jen. Przejdziemy szybko do samochodu, nawet nie zwracaj na nich uwagi, niech robią nam zdjęcia. Nie dajmy im sobą manipulować. Przecież to nie pierwszy raz gdy przechodzisz koło aparatów Jen, spokojnie - gładzi moje plecy mówiąc spokojnym tonem, gdy znów zaczynamy iść w stronę wyjścia.
- Nienawidzę tego, zwłaszcza gdy znają mój słaby punkt. Nigdy nie przestaną o nas wypytywać,  robić nam zdjęć i tworzyć spekulacji bo wiedzą, że to ty jesteś moim słabym punktem, Josh - zakładam okulary ukrywając łzy gromadzące się w moich oczach.
Patrząc w dół, nawet nie widzę ich twarzy tylko co chwilę gasnące, oślepiające białe światło. Nie słyszę niczego konkretnego tylko przekrzykiwanie naszych imion i pytania o to, czy noc była udana.
Kurczowo trzymam się jego ramienia, jakbym zaraz miała zapaść się pod ziemię gdy prowadzi nas do samochodu. Nie ma z nami ani kierowcy ani ochroniarzy. Jesteśmy zdani sami na siebie więc to Josh decyduje się prowadzić.
Biorę głęboki oddech ulgi gdy zatrzaskuje drzwi. Przez przyciemniane szyby nikt nas już nie widzi. Jeszcze przez kilka chwil taranują nam tył samochodu zanim odjeżdżamy.
-Nawet nie chcę wiedzieć co jutro wymyślą po tym jak widzieli nas wychodzących razem - mówię tkwiąc wzrokiem w przemijających obok budynkach.
-Ja też nie chcę wiedzieć,nawet mnie to nie obchodzi. Znam własną prawdę, to że Cię kocham Jennifer Lawrence i nie pozwolę nikomu mi w tym przeszkodzić.
Odwracam głowę patrząc w jego wielkie niebieskie oczy. Odwzajemniam mały uśmiech, który tak samo maluje się na jego twarzy. Chwyta moją dłoń i wspólnie splatamy palce. Nie muszę mu mówić, że ja również go kocham bo dobrze o tym wie. Zmieniając biegi puszcza moje palce ale za każdym razem silna dłoń wraca, trzymając moją z powrotem. Staram się nie martwić tym co nas czeka gdy wrócimy do "wielkiego miasta" i tym, co powiedzą ludzie. Myślę o tym jaka jestem szczęśliwa w końcu mogąc odważnie powiedzieć, że trzymam w dłoni cały mój świat.

Hej, hej ;) 
Muszę przyznać, że juz powoli zbliżam się do końca tego fanfika. Na razie jestem w trakcie obmyślania zakończenia i mam juz parę pomysłów i sugestii. Jestem otwarta aby poznać również wasze. Nie mówię jednak, że to całkowity koniec tego opowiadania gdyż przez wakacje mam zamiar napisać drugą część.
Jak zwykle doceniam każdą opinie i to od was zależy czy będę to kontynuować czy nie. Tak więc komentujcie, czytajcie i do zobaczenia za tydzień :')

4 komentarze:

  1. 1. rozdział - jak zwykle: super, genialny (chyba to wiesz, nie muszę nawet komentować :p) tylko idk dlaczego dzisiaj się wzruszyłam ahahahah, słodkooo

    2. DO JASNEJ CIASNEJ ZABRANIAM CI ZAMYKAC TEGO BLOGA, JESTES JEDYNYM AKTUALNYM BLOGIEM O JOSHIFER W POLSCE (ten tytuł, ahhh) I PISZESZ GENIALNIE! JESLI ZAMKNIESZ TEGO BLOGA, TO NA MOJĄ MILOSC DO JOSHA, ZNAJDE CIE, ZNAJDE.


    3. nie rozumiem za bardzo co masz na myśli mówiąc 'druga częśc' ale jeśli to na przykład dalsze życie naszych kochasiów, tylko w troszku dalszej przyszłości, to bardzo, bardzo chętnie bym takie owo rozdziały czytała.
    chociaż umówmy się, jakie rozdziały by to nie były (chyba, że zaczelabys mi tutaj jakies closhe, bradifery, joulty dorzucać, to wtedy miałabym chwile zawahania) to i tak będę je czytać, ahhhh
    topiąca się niczym masełko na patelni, wierna czytelniczka - Julia

    OdpowiedzUsuń
  2. To tyle? ;o Jezuu i co dalej? Znaczy się... Wiem mniej - więcej, ale chciałabym, żeby było to już napisane, bo ten konspekt może być na serio bardzo dobry. Ale nic... czekamy. Dobra praca literacka potrzebuje czasu, bo pośpieszanie niszczy cały obraz i wydźwięk. Więc pracuj ile masz ochotę! W każdym razie już nie mogę doczekać się tego, co ma się wydarzyć!
    Szkoda tylko, że teraz, gdy nareszcie dali sobie szansę, los im ją odbiera. Jakby nie mieli prawa na szczęście...

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny, genialny, przyprawiający mnie o łzy rozdział. Już nie mogę doczekać się następnego i wiem, że dla mnie będzie to męczarnia. Uzależniłam się od tego bloga. Na Amen. Mam nadzieję, że w krótkim czasie pojawi się coś nowego. I nawet nie próbuj kończyć tego wspaniałego arcydzieła, bo wraz z powyższymi komentującymi osobami przede mną ZNAJDĘ CIĘ! xdd

    OdpowiedzUsuń
  4. Cóż ja mogę stwierdzić.... Pięknie <3

    OdpowiedzUsuń