poniedziałek, 7 września 2015

Rozdział 26


  Kolejne dwa tygodnie spędzam bardzo przyjemnie, wraz z Joshem w Kentucky, co z naszego punktu widzenia wyglądało jak zaledwie kilka dni. Przez ten czas zdążyłam szczegółowo poznać tę okolicę i dowiedzieć się wszystkiego, co mi niepotrzebne na temat motocykli. Kąpaliśmy nad tutejszym jeziorem niemal codziennie, Josh praktycznie co wieczór grzebał coś przy swoich maszynach. Udawaliśmy się na przejażdżki, do ostatniej kropli paliwa. Zachowywaliśmy się jakbyśmy znów mieli osiemnaście lat, i co najlepsze, przez ten cały czas nikt nie śledził nas z aparatami. Każdego wieczoru usypialiśmy się wtuleni w siebie niczym szczeniaki i każdego ranka witał mnie pocałunkiem w czoło. Doszłam do wniosku, że właśnie takie życie mi odpowiada, bez zgiełku sławy i wszystkich ciągnących się za tym konsekwencji.

  Właśnie wtedy rano, gdy po wyczerpującej za sprawą naszej miłości nocy, zadzwonił telefon z przypomnieniem, że w następny dzień mamy się stawić na zebranie w sprawie kręcenia Kosogłosa. Wytwórnia znów wrzuca nas w wir pracy. Niemal zapomniałam o premierze w przyszłym miesiącu. To właśnie ten czas okaże się dla nas burzliwy i wystawiony na bezpośrednie działanie mediów. Czasem mam wrażenie, że jesteśmy żywym mięsem rzuconym na pożarcie głodnym wilkom, które tylko żywią się sensacją.
                                                                          *
Wchodząc do wielkiej sali konferencyjnej widzę, że czekali tylko na nas. Jest tylko kilka osób z obsady. Zauważam Liama, który uśmiecha się, jak tylko mnie widzi. Nie wiem dlaczego jest tu tak mało ludzi związanych z kręceniem filmu. Wszyscy rozmawiają między sobą i w ogóle nie zauważają, jak wchodzę z Joshem.
  Liam wstaje aby mnie uściskać. Całuję go w policzek i klepię przyjacielsko po ramieniu.
- Gdzie ty się podziewałaś Jen? - pyta potrząsając moje ramiona. - Od czasu całego zamieszania nie mogłem się z tobą skontaktować. Zacząłem się poważnie martwić, nie dostałem żadnego sms-a, nic.
- Wiem, przepraszam. Chyba pomysł odizolowania się od wszystkich wzięłam nazbyt poważnie. Masz rację, powinnam była chociaż odpowiedzieć na twoje wiadomości, ale zapewniam Cię, że wszystko w porządku. Byłam z Joshem u niego w Kentucky - odpowiadam, przenosząc wzrok na Josha.
Witają się nawzajem i kolejno na nas spogląda.
- A więc te plotki to jednak prawda? Dziwie się, że nic mi nie powiedzieliście. Przecież się przyjaźnimy, tak?
Liam wcale nie wygląda na zszokowanego. Dobrze wiedział, jakie relacje łączyły nas z Joshem. Jedyne czym wydaje się być zaskoczony to, to że nie powiedzieliśmy mu prawdy i jeszcze odrobinkę za to, że nie dawałam znaku życia.
Staram się wymyślić szybką odpowiedź. Potwierdzić nasz związek, czy nadal oszukiwać samą siebie i wszystkich w okół? Może powinnam wcześniej przedyskutować odpowiedzi z Joshem. Nie wiem co powiedzieć i jak go przeprosić, więc odwracam twarz w stronę  Josha i pozwalam jemu odpowiedzieć. Zgodzę się na wszystko, co powie.
- Daj spokój stary, jeszcze nikomu o tym nie mówiliśmy, ale zapewne wszyscy i tak już wiedzą. To jeszcze nic oficjalnego, daliśmy szansę temu uczuciu i zobaczymy co z tego będzie. Spędziliśmy ze sobą  wspaniały czas i nie chcemy niczego zapeszać, Liam - wyjaśnia uśmiechając się nieśmiało i szukając mojej aprobaty. Nie zdobywam się na słowa wyjaśnień, wiec jedyne co robię to odwzajemniam uśmiech i przytakuję.
- To znaczy, że  ty i Claudią już nie macie kontaktu? - pyta zdezorientowany.
Josh, widocznie poruszony pytaniem kiwa głową i nie chce wgłębiać się w temat. Jestem poruszona tym, jak szybko nasza przyjaźń weszła na wyższy poziom. Może to nie kwestia stresu. Może po prostu nie jestem jeszcze gotowa na mówienie na głos o naszym związku. Jest to najbardziej szalony i skomplikowany związek w Hollywood, przynajmniej tak piszą o nas gazety.
W okół nas zaczyna się krzątać coraz więcej ludzi. To znak, że powinniśmy już zająć swoje miejsca. Josh kieruje się w stronę stołu, gdy ja łapię Liama za ramię, i nie zwracając niczyjej uwagi, odciągam na bok.
- Błagam Cię, Liam nie pozwól, abym to spieprzyła. Ta relacja z Joshem ma dla mnie ogromne znaczenie, a ja mam tendencję do rujnowania rzeczy - wydobywam z siebie, patrząc częściowo na niego i na podłogę.
- W porządku, Jen. Jestem twoim przyjacielem i zawsze jestem przy Tobie, i zawsze będę cię wspierał w trudnych chwilach. Ciesze się, że w końcu daliście szansę temu uczuciu i wyszliście z ukrycia. Teraz już nie będziecie musieli się sekretnie całować na tyłach przyczepy na planie - zaczyna chichotać, a ja uderzam go pięścią w ramię.
- Dzięki misiu - przestaję się śmiać i idę zająć miejsce przy stole.
Wchodzi moja publicystka, i co mnie dziwi, Josha również. Nie sądziłam, że będą one obecne przy zwykłym spotkaniu w sprawie produkcji. Nie rozmawiałam z publicystką od afery ze zdjęciami i nie ukrywam zdziwienia, gdy ją widzę. Ściskam mocno materiał sukienki, odpychając z głowy czarne scenariusze. Josh momentalnie zauważa mój niepokój.
- Czym się tak denerwujesz, Jen? - pyta, dotykając opuszkami mojej bladej od ściskania dłoni. Zabieram ją szybko, próbując nie zwracać na siebie uwagi. Wykorzystuję leżącą przede mną kartkę papieru wraz z długopisem, aby napisać wiadomość.
,,Nic! Nie uważasz, że to trochę dziwne, że nasi publicyści tutaj są?!" piszę, a następnie przesuwam kartkę w kierunku Josha. Jego spojrzenie jest pytające, prawdopodobnie śmieje się ze mnie, bo wymyśliłam nowy sposób komunikowania się. Chłopak załapał o co mi chodzi i zaczyna bazgrać coś na kartce, a ja ciesze się, że przynajmniej nie zwracamy na nas obu wzroku, rozmawiając. Przypominam sobie słowa: "Nie możemy dać fanom tego, czego chcą, czyli was razem ". Mam ciarki. Czyżby z tego powody nas tutaj zebrali? Aby nadal wałkować ten sam temat. Przez cały pobyt w Kentucky dręczyła mnie ta myśl.
Kartka znów wędruje w moim kierunku. ,,Na pewno załatwiają za nas jakieś formalności. Nic wielkiego, Jennifer"
  Dostajemy folder papierów, co na pewno jest scenariuszem. Z pierwszych dwóch kartek dowiaduje się o tym jak moja praca na planie będzie wyglądać przez najbliższe miesiące. Peeta przez większość filmu jest w Kapitolu, więc Josh tym razem będzie z nami rzadziej, sama myśl tak długiego rozstania z nim powoduje w mojej głowie zamęt. Wiadomość o śpiewaniu The Hanging Tree też mnie nie pociesza. Nigdy nie miałam talentu do śpiewania. Nigdy też nie śpiewałam na poważnie w produkcjach.
- Przejdźmy do drugiej części naszego spotkania. Ci którzy mają już swoje scenariusze i nie mają więcej pytań, mogą wyjść. Do zobaczenia za tydzień  - mówi Nina, wstając. Widzę jak reszta ludzi zabiera swoje rzeczy i kieruje się do wyjścia. Jestem już niemal gotowa aby wstać i zabrać plik papierów, leżących przede mną, gdy słyszę głos. - Josh i Jennifer, proszę zostańcie.
Przerażona, znów siadam w fotelu. Liam przechodzący obok mnie, nie waha się ani chwilę i również wraca na miejsce. Zaczynam się zastanawiać. Być może chcą przedyskutować z nami kwestie finansowe, ale jednak się mylę.
- Kilka tygodni temu poprosiłam was abyście dali sobie jakiś czas przerwy. Pozwolić, aby media o was ucichły i żeby wszyscy w okół zapomnieli o kompromitujących zdjęciach. Zawiedliście nas, nie dotrzymując danego słowa - moja menadżerka mówi, jednocześnie wstając. Unika naszego wzroku, wpatrując się w podłogę, co tylko bardziej sprawia, że czuje się niekomfortowo. - Wspominałam już o tym, że nie możemy dopuścić do jakichkolwiek bliskich relacji pomiędzy wami, a przynajmniej nie do takich, które są najkorzystniejsze dla mediów i ich zysku. Nie możecie być razem, kosztem naszych filmów i naszej wytworni - przypomina.
Przewracam oczami i nawet nie zauważyłam, kiedy Josh wstał i podszedł do ogromnego, szklanego okna naprzeciwko stołu. Stoi teraz z założonymi rekami i wpatruje w coś w oddali za szybą. Żyły widoczne na jego rękach sygnalizują mi, że jest spięty.
- Nie rozumiem co chcecie nam przez to powiedzieć - odwracam się w jej kierunku domagając się wyjaśnień. Katem oka dostrzegam Liama, który pochylił się nieznacznie nad stołem w niepokoju przed kłótnią, która ma za chwile wybuchnąć.
- Mamy na myśli to, że jeśli nadal będziecie się spotykać, jesteśmy w stanie zerwać z Tobą kontrakt. Nie możemy wam odmówić współpracy w tworzeniu Igrzysk Śmierci, dlatego podziękujemy za współpracę w przyszłości.
Słowa uderzają we mnie tak mocno, że przez chwile zastanawiam się co jeszcze tu robię. Spoglądam na Josha, który kątem oka patrzy na mnie z  niedowierzaniem większym od mojego. W tej chwili mam ochotę wstać i krzyczeć, że to wszystko nieporozumienie. Przecież pracodawcy nie maja prawa aż tak mocno ingerować w życie prywatne. Josh z pewnością widzi wyraz mojego zmieszania i robi to za mnie.
- Ja chyba nie wierzę w to, o co nas prosicie - mówi i zmierza w stronę siedzenia. Z kolejnymi słowami jego głos staje się coraz głośniejszy. - To nasze życie, a nie film, w którym możecie zmieniać to, co się wam nie podoba lub kiedy idzie nie po waszej myśli. Przecież to tak nie działa! To nasza sprawa z kim się spotykamy i z kim będziemy tworzyć kolejne filmy. Żadne z nas nie podpisywało kontraktu na naszą miłość. Nie mam najmniejszego zamiaru godzić się na te warunki. Będę robił to, co chcę i wychodził z kim mi się podoba. Jennifer, ty też tak uważasz, prawda? - Josh przestaje krążyć po pokoju z zaciśniętymi pięściami i zatrzymuje się przede mną. Słuchałam z niedowierzaniem dotychczas wszystkiego, co mówił w zdenerwowaniu. Po tym, jak zaciska szczękę, widzę jak wiele go kosztują te słowa. Przecież to mnie się pytają o wybór... Nigdy wcześniej nie byłam aż tak niepewna swojego wyboru. Życie nigdy nie postawiło mnie przed równie trudną sytuacją. Karzą mi wybierać pomiędzy tym, co mówi moje serce i tym co mówią producenci filmowi. Kontrakt z tą wytwórnią zapewniał mi pewną przyszłość, jeśli go zerwą, mogę się pożegnać z kolejnym projektami. W takich momentach żałuję, że żyję w kreskówce i nie mam na ramieniu duszka, podpowiadającego, co należy zrobić.
- ...Jennifer? - wszyscy spoglądają na mnie.
- Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć - odpowiadam niepewnie. Ludzie mówią, że jestem szalona, i owszem, ale nie w takich sytuacjach - takich jak teraz, gdy nogi mam jak z waty i język jak kamień, nie potrafiąc wykrztusić ani słowa, i podjąć decyzji. Choć decyzja jest prosta.
- Mam dosyć słuchania tego wszystkiego! - jednym ruchem ręki, Josh zrzuca papiery ze stołu. Chyba nigdy nie widziałam Josha w takich nerwach. - Możecie mnie sobie wykreślić z tej waszej pieprzonej listy kontraktów, ale ja stąd wychodzę, bo to wszystko nie jest tego warte. Jennifer... - podchodzi do mnie. - Wychodzisz razem ze mną, prawda?
Nie odpowiadam przez dłuższą chwilę. Siedzę z rekami kompletnie mokrymi od potu - splatając je na kolanach. Jestem jakby wmurowana w krzesło. Ciało nie odpowiada na żadne rozkazy umysłu. 
- Przepraszam, Josh - kręcę głową. Spoglądam na Liama, który trzyma głowę w rękach i patrzy na mnie pustym wzrokiem. - Mam zbyt wiele do stracenia, przepraszam.
- Nie możesz mi tego zrobić, Jen. Nie możesz tak po prostu zgodzić się na to, co oni chcą. Spędziliśmy razem te wspaniałe tygodnie nie po to, aby rozstać się w takich okolicznościach - jego głos drży, gdy zniża się przede mną i klęka na kolanie. Bierze w swoje dłonie moją dłoń i po chwili mówi dalej. - Kocham cię Jennifer. Nie pozwól im, aby mi Cię zabrali - błaga. Ostatnie zdanie sprawia, że rozsypuję się na miliony kawałków. Nie musiał tego mówić. Czuje się rozrywana na pół, ale życie polega na dokonywaniu poświęceń. Wybieraniu jednej rzeczy ponad drugą. Pytanie tylko, czy mogę funkcjonować ze świadomością, że tak bardzo go zraniłam. I czy dam radę funkcjonować bez niego, u swego boku? Nie słysząc odpowiedzi, kładzie czoło na moim kolanie, a dłoń ściska jeszcze mocniej, jakby nie chciał mnie puścić. Wkrótce również obcałowuje moje palce. Biję się z ochotą krzyku i płaczu. Moje płuca nieznośnie płoną od żalu, nierozładowanych emocji, łez, które duszę w sobie... I od poczucia winy - przez słowa, które kołaczą w mojej głowie, gotowe do wypowiedzenia.
  Delikatnie cofam dłoń i odwracam wzrok. - Nie mogę, Josh... - odpowiadam. Za wszelką cenę próbuję powstrzymać łzy, które cisną mi się do oczu. Josh patrzy na mnie, z ustami mocno zaciśniętymi w linię.  Jego oczy są równie napełnione łzami, jak moje. Zrozumienie prawdy zajmuje mu dłuższą chwilę, aż  podnosi się i z zaciśniętymi pięściami kieruje się do drzwi. Liam wstaje próbując go zatrzymać i wesprzeć lecz ten, odpycha go ze swojej drogi, klnąc pod nosem.  Później następuje tylko mocne trzaśnięcie drzwiami i długa cisza, której nikt nie chce przerwać. Wszyscy są zaskoczeni. Chyba nie oczekiwali tego, że chłopak wybuchnie w ten sposób. Chociaż w sumie nie wiem czego oczekiwali... Naszej beztroskiej aprobaty? Łatwego przyzwolenia na to wszystko?
I rzeczywiście... Podczas, gdy Josh próbował ratować nas, poświęcił się do cna, ja dałam tę cholerną zgodę. Pozwoliłam im zawłaszczyć swoje uczucia.

   ***Josh***

  Wychodzę z budynku i nawet się nie orientuję, kiedy znalazłem się już w samochodzie. Czuję, że pocą mi się dłonie. Zapinam pas i wycieram je o spodnie. Drżą teraz jeszcze bardziej, niż przedtem. Nagle dochodzę do wniosku, że nie mogę jej odpuścić. Nie mogą zabronić nam być razem. Spoglądam w dół i patrzę kłykcie, które od mocnego ściskania pasa bezpieczeństwa, stały się niemalże białe. Biorę głęboki wdech i karzę kierowcy zawieść mnie do domu, gdzie ostatnio zostawiłem mojego niebieskiego Harleya-Davidson'a. Nie zajmie mu to dużo czasu na dotarcie, co mnie cieszy, ponieważ im dłużej jestem w samochodzie, tym więcej myśli i pytań kłębi się w mojej głowie. W dzisiejszych czasach, ludzie znają cenę wszystkiego, lecz nie znają wartości niczego. Czy jej wybór był aż tak trudny? Muszę to wiedzieć. Muszę się dowiedzieć, dlaczego pomimo tylu ile nas łączy mi to zrobiła. Aby to ona była pewna swego wyboru, muszę się z nią spotkać i dać jeszcze jedną rzecz.
                                                                *
  Wchodzę do domu, podobny bardziej do żywego trupa, niżeli do człowieka. Nawet nie pamiętam drogi z sali konferencyjnej do domu. Przechodzę przez salon, kuchnię i zastanawiam się jak dawno mnie tu nie było. Nieważne. W głowie mam tylko jeden plan i w kółko powtarzam tylko jedno pytanie. Czy dla Jennifer udzielenie odpowiedzi okaże się tak samo trudne? Tak lub nie. Proste pytanie, prosta odpowiedź.
  Odkąd spaliśmy w tej spaliśmy z Jennifer łóżko zostaje nadal nieposłane. Nachylam się nad poduszką, wciąż czując zapach jej słodkich perfum. Przypominam sobie, że nie przyszedłem tu  aby szukać pozostałości po naszej ostatniej nocy. Odchodzę od łóżka i zaglądam do dolnej szuflady mojej komody. Spędzam chwilę na błądzeniu dłonią pomiędzy T-shirtami, aż w końcu natrafiam na niewielkie zamszowe pudełeczko. Przecieram kciukiem i otwieram sprawdzając zawartość. Wszystko jest na swoim miejscu i tylko czeka na właściwą osobę i odpowiedni moment.
Wkładam pudełeczko do kieszeni w spodniach i obracam się oby zmienić koszulę. Zakładam skórzaną kurtkę, bo z tego co pamiętam, na dworze padał deszcz.
Schodzę na dół do garażu, gdzie wita mnie mój stary przyjaciel. Drżącą z niepewności dłonią przejeżdżam po gałkach kierownicy i zbiorniku paliwa. Wkładam kask i zapinam pasek. Za pomocą jednego przycisku otwieram bramę i drzwi garażowe. Wsiadam na motocykl i odpalam silnik. Ostatni raz upewniam się czy pierścionek jest na swoim miejscu. W głowie nadal słyszę słowa menadżerów i Jennifer. Jestem wściekły na siebie, że mam taki zawód i, że pozwalam na to, aby ludzie bezczelnie manipulowali naszym życiem. Daję upust emocjom i dodaję gazu. Padający deszcz i kiepsko oświetlona jezdnia nie sprawia mi problemu. Nie pierwszy raz jadę w takich warunkach, a Jennifer mieszka na drugim końcu tej samej ulicy co ja. Chcę tylko dać jej ten cholerny pierścionek i zadać jedno proste pytanie. Może ten wybór okaże się dla niej prostszy, lub na odwrót.
  Krople deszczu uderzają w moje ciało gdy dodaje gazu. Jestem tak zdesperowany, żeby w tej chwili znaleźć się pod jej domem. I prawie jestem, gdy robię ostatni zakręt na śliskiej jezdni i tracę panowanie nad kierownicą. Później jest już tylko huk. I ciemność oraz brak świadomości. Słowa Jennifer są tylko w mojej podświadomości, błądząc tam długo. Są wymowne i głośne. I nie tracą na swojej mocy, aż ciemność pochłonęła mnie całego.

Uwaga! Ogłaszam, że żyję i nie zapomniałam o opowiadaniu. To nie tak, że przez całe wakacje nic nie napisałam, bo owszem pisałam. Oto efekt!  Jest mi przykro stwierdzić, że zbliża się koniec tej historii. Planuję jeszcze góra dwa rozdziały. Póki co, przepraszam za długą nieobecność i nie żegnam się z wami na dobre, jeszcze nie ;')  Powiedzcie mi, co sądzicie o rozdziale w komentarzach. (Mam nadzieję, że przynajmniej połowa z was nie zamierza mnie zabić za to co tu narobiłam, a jeśli już to ukatrupcie  mnie i Roksanę )

niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 25

Nawet nie wiem na ile usnęłam, Josh mówi mi, że za niedługo będziemy na miejscu więc stwierdzam, że na nie więcej niż trzy godziny. Nawet nie wiem kiedy zatrzymał się w McDonalds bo gdy otwieram oczy widzę dwie torebki z jedzeniem i dwa shake'i. Odruchowo i z pragnieniem chwytam jeden z nich gasząc pragnienie w tak upalny dzień. 
- Nie wspominałem, że drugi jest dla ciebie - rzuca na mnie okiem z podstępnym uśmiechem na twarzy. Reagując na jego słowa odwzajemniam uśmiech i tym razem biorę jeszcze większego łyka. Słyszę stłumiony śmiech po czym oczami znów wraca na drogę. On tak dobrze mnie zna. Przewidział, że gdy się przebudzę, będę marudzić o jedzeniu, pomijając nawet fakt, że nie zjedliśmy śniadania, które wcześniej dla nas zrobił.
Na jego twarzy widzę rzadko spotykany, zrelaksowany wyraz twarzy. Chyba pomysł z wyjazdem do domu okazał się dla niego wielkim wytchnieniem z resztą dla mnie również. Nie było mnie w domu od czterech miesięcy, nie trudno w tym czasie oszaleć jeżdżąc z jednego planu na drugi, z miasta do miasta i tak dalej. Powroty są zawsze najlepsze, choćby na chwilę zatrzymać się w miejscu wolnym od zgiełku sławy.
Po kilku chwilach wpatrywania się w otoczenie za szybę samochodu mogę stwierdzić że jesteśmy już w Kentucky. O wiele mniej  wysokich zabudowań i o wiele więcej zieleni sprawiają, że nawet powietrze jest tu inne. Za każdym razem gdy widzę znajome mi równiny przypominam sobie gdy czasem jeździłam na koniach za młodu. Przypominam sobie jak bardzo lubiłam chodzić nad rzekę, przesiadywać tam w cieniu dębów. To tam po raz pierwszy jako mała dziewczynka uczyłam się scenariusza do teatrzyku szkolnego. Chyba tak się wszystko zaczęło. Teraz uczę się scenariuszy w cieniu własnej przyczepy na planach.
- Mam nadzieję, że zostaniesz u mnie na cały nasz pobyt - odzywa się.
Posyłam mu nieśmiałe spojrzenie. - Tak, ale dawno nie widziałam się z rodzicami chciałabym chociaż sprawdzić czy wszystko u nich w porządku. Moglibyśmy nawet zostać na obiad.
- W porządku, oczywiście że podjedziemy.
Gdy kładzie swoją wolną rękę na moim udzie przez moje ciało przebiegają dreszcze. Spogląda na mnie, ukradkiem posyłając dumny uśmiech. Nie muszę nic więcej mówić, Josh wie gdzie jechać. Jedyne co robię to wysyłam wiadomość do mamy powiadamiając ją o tym, że jestem w drodze do domu i jestem z Joshem. Nie spodziewałam się tak wielkiej zmiany w moim z góry zaplanowanym tygodniu, a na pewno nie spodziewałam się, że wrócę z nim do Kentucky.

***
W domu spędziliśmy ponad trzy godziny, z czego jedną spędziłam na witaniu się z bliskimi i przytulaniu. Moja mama nie koniecznie radośnie zareagowała na to co piszą gazety i nie umknęłam bez pogadanki na temat szanowania zdrowia i spożywania alkoholu. Brat, jak zwykle wmawiał mi, jak to się zmieniłam podczas mojej nieobecności. Nikt nie był zaskoczony obecnością Josha, już wiele razy przywoziłam go do mnie do domu.

Razem decydujemy się pojechać do jego nowo zakupionego, niewielkiego domu którym dzieli się ze swoim bratem. Okazuje się jednak że,wyjechał do Bostonu aby zdać egzaminy na studia, co oznacza, że nikt więcej nie zakłóci naszego spokoju. Ogarnia mnie uczucie podniecenia gdyż jedziemy do miejsca w którym byłam zaledwie tylko raz, nie zdążyłam dokładnie obeznać się w jego domu wiec nie jestem pewna czym tym razem mnie zaskoczy.
Dojeżdżamy na miejsce i od razu zaczynam podziwiać jego posiadłość. Od samej ulicy otacza go średni mur z ozdobnych kamieni i zaraz za nim ogromne tuje przysłaniające widok na podwórko. Najbardziej kocham w nim to, że na drugim końcu działki, otoczonej zielenią ma pełny dostęp do brzegu niewielkiego jeziorka, które zasila miejscowa rzeka. Stąd, gdy byliśmy tu rok temu z Liamem i Woodym, nieudolnie łowiliśmy ryby. Po czym, skończyło się to tak, że Liam wpadł do jeziora, ale to już zupełnie inna historia. Jest to letniskowy domek średniej wielkości, który zdaje się być idealny aby zatrzymać się w nim na kilka dni w ramach letniego wypoczynku. 
Josh wziął torbę z ubraniami, które zabrałam z domu i wchodząc za nim do domu przez półokrągłe i w pół szklane drzwi zostawił ją w salonie. Przez niewielki przedpokój przechodziło się do głównego holu. Za każdym razem dziwiłam się, że ten dom jest o wiele większy niż, jak się wydaje z zewnątrz. 
Wyjął z lodówki dwie butelki Coli i ruszył wzdłuż długiego korytarza prowadzącego do jasno oświetlonego pomieszczenia w którym stały dwie puszyste sofy a ścianę zdobiło kino domowe. Zbliżyłam się do okna podziwiając naturę rozwijającą się z tyłu domu podczas gdy Josh zdążył się już rozsiąść i rozsmakować zimnym napojem.
Skoro już jesteśmy w domu postanawiam się przebrać w wygodniejsze ubranie.
- Mogę skorzystać z łazienki ? - mruknęłam zbliżając się do torby aby wyciągnąć z niej nieco bardziej komfortowe ubranie. Nie jesteśmy już  Nowym Jorku więc mi nie zależy.
- Chryste, Jen nie musisz się pytać, już tu byłaś i wiesz gdzie jest łazienka - odparowuje ze śmiechem.
Zabieram potrzebne ubrania i wychodzę przez łuk drzwiowy. Weszłam do niewielkiego pomieszczenia na końcu korytarza, w którym znajdowały się wsparta na kolumnie umywalka, toaleta i przeszklona kabina prysznicowa. Tym razem zamknęłam za sobą drzwi. Nie żebym miała coś do Josha ale tym razem na wszelki wypadek je zamykam. Ściągam szybko ubranie zastępując je nowym. Zmyłam z siebie emocje, ochlapując twarz zimną wodą. Z mocnym postanowieniem wzięcia się w garść spojrzałam w swoje szaro niebieskie oczy. Wytarłam twarz ręcznikiem i zaczerpnęłam powietrza. Nie przeszkadzało mi, że jednocześnie wdycham kojący zapach perfum Josha.
Wracając do pokoju zastałam go siedzącego, opartego o zagłówek, przerzucającego kanały na płaskim ekranie telewizora.
-Przeprowadzasz się? - pytam, widząc pudła i walizki leżące pod ścianą.
- Całe życie na walizkach, chyba sama coś o tym wiesz - odparł lekceważąco, popijając colę. - Myślę, że powinniśmy coś zjeść, masz jakieś propozycje? - dodaje.
-Mój drogi, moją propozycją jest zawsze pizza - odpowiadam z uśmiechem.
-Jen, ostatnio jak byłem z tobą na kolacji to też jedliśmy pizzę. Tylko pizza i pizza.
- Bo w przeciwieństwie do twojego McDonalda, pizza wszystko naprawia. A poza tym jedliśmy już go wcześniej więc nawet nie próbuj mnie przekonywać Joshy! - wyjęłam z pod ramienia poduszkę i cisnęłam prosto w niego.
Josh złapał poduszkę i w zamian zaczął nią wymachiwać tuż przed moją twarzą. W momencie stanęłam na kanapie i sprytnie wyślizgnęłam wystającą zza jego pleców kolejną poduszkę. Próbowałam ją wyciągnąć, ale wtedy Josh chwycił mnie za nogi i przewrócił mnie na plecy. Przeskoczył obok mnie i rzucił mi poduszkę na twarz.
- To nie sprawiedliwe - odrzuciłam. - nie ma blokowania
- Tyle zamieszania o twoją głupią pizzę Jen - powiedział i zaczął się śmiać.
- Ah tak? Twierdzisz, że mój pomysł na pizzę jest zły? - odpowiadając wyrwałam się z potrzasku i mocno pchnąwszy go na plecy usiadłam mu na klatce. Unieruchamiając mu ręce kolanami, tym razem to ja przygniotłam mu twarz poduszką.
- Zaczynasz ze mną pogrywać Jennifer, a twoja gra jest nie fair - wycedził przez poduszkę i bez trudu wyswabadzając ramiona przewrócił mnie znów na plecy.
Znów był nade mną, z dłońmi wspartymi po obu stronach mojej głowy i ciałem ściśniętym moimi kolanami. Pochylił się i wpatrywał we mnie ze swoim psotnym uśmieszkiem. Czułam na sobie jego ciepły oddech gdy oboje znów poczuliśmy bliskość i zorientowaliśmy się, że żadne z nas nie miało poduszki.
- Cóż chyba mamy remis i nie jemy wcale - powiedział w końcu.
- Chyba jakoś to przeżyję - wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się próbując zachować powagę. Wstrzymałam oddech i wpatrywałam się w niego gdy zauważyłam znajomy błysk w jego oczach.
- Josh jechaliśmy tu ponad sześć godzin, mówisz poważnie? 
- Najpoważniej - wyciągnął rękę i poprowadził mnie w dół schodami.
Powiodłam za nim schodami do garażu i  gdy otworzył drzwi powitała mnie ogromna kolekcja różnorodnych motocykli. Było ich chyba z sześć.
- Miałeś na myśli motocykl? Wszędzie będzie jeszcze więcej naszych zdjęć.
- Będziemy mieli kaski, nikt nas nie rozpozna. Nie daj się znowu prosić. Ostatnio jak chciałem się z tobą przejechać, patrzałaś na mnie jakbym miał trzy głowy, czy coś podobnego - zaczął się śmiać podchodząc do półki pod ścianą. Gdy przechodziłam pomiędzy motocyklami, Josh zdążył wyjąć z szafy dwa kaski, srebrny i różowy. 
-Po co ci aż tyle motocykli? - dotknęłam jednej z pokrytych skórą rączek kierownicy.
-A tobie po co tyle torebek? - odparł wręczając mi kask.
- To nie to samo. Każda torebka idzie do innej sukienki, na różne okazje. Każda spełnia inne zadanie.
Josh nacisnął przycisk i rolowane drzwi od garażu zaczęły się podnosić. Zwrócił się w moją stronę i założył swój kask.
- Widzisz, tak samo jest z moimi motorami. Wszystko zależy w jakim jestem humorze, gdzie chcę jechać i z kim...
Słuchając uważnie jego słów położyłam mu dłoń na ramieniu. - Czuję, że szykuje się długa lektura więc odpuśćmy ją sobie.
Dobrze wiem jak Josh potrafi mówić godzinami o swojej miłości do dwukołowców.
Ujął różowy kask, założył mi starannie na głowę i zapiął pasek pod brodą. Starannie obserwowałam jego skupienie na twarzy gdy zgrabne palce muskały moją skórę twarzy. Przeszłam jeszcze obok dwóch Harley'ów i szczególnie wpadł mi w oko biało czarny model przy, którym się zatrzymałam. Wzdrygnęłam się na myśl, że zaraz mam na niego wsiąść. Coraz bardziej obawiałam się tej jazdy, choćby ze względu na to, że nigdy wcześniej nie siedziałam na takim pojeździe chyba, że jako dziecko z bratem. Myśl, że Josh lubi szybką jazdę, wcale mnie nie pocieszała. Podszedł do mnie i widząc moje zmieszanie, położył dłonie na mojej talii.
- Pierwszy raz hmm? Więc zacznijmy od tego, że musisz mi zaufać. Chcę żeby była to dla ciebie przyjemność a nie ciągły strach. Nie będziemy się ścigać. Jen pamiętaj, że jestem doświadczonym kierowcą i nie pozwolę aby coś nam się stało - pogładził mój policzek wpatrując się we mnie z podniesioną brwią.
Przytaknęłam uśmiechając się aby zakryć niepokój.
-Przez cały czas najlepiej będzie jeśli będziesz mnie kurczowo obejmować w pasie.
-Co jeśli nie będę się trzymać wystarczająco mocno? - dodałam z rozbawieniem.
-Nawet nie żartuj Jen. Co jak co ale nie chcę cię mieć na sumieniu - posłał mi karcące spojrzenie.
Wyjaśnił, że będziemy jechać drogą ekspresową, czyli dość spokojnie bez wybojów i intensywnych zakrętów.  Przemierzył mnie wzrokiem - Myślę że w samej koszulce będzie ci zimno, daj mi chwilę - Josh pobiegł schodami na górę. Rozejrzałam się i zauważyłam, że zdążyło się już ściemnić. Jazda z Joshem motocyklem w letnią noc pod gwiazdami, na pewno nie jedna dziewczyna oddała by za to wszystko. 
Nim się obejrzałam, wrócił trzymając w ręku dżinsową kurtkę. -W tej powinno być ci cieplej i będzie cię lepiej chronić - przytrzymał kurtkę przede mną i wsunęłam ręce w rękawy.
- Dziękuje, jest idealna...Zupełnie, jak ty - dodałam po chwili. Przy czym wywołałam uśmiech na jego twarzy.
-A ty świetnie wyglądasz w moich ciuchach - mrugnął do mnie, zapinając swój kask.
Czekałam jeszcze chwilę patrząc jak zakłada skórzane rękawiczki i okulary. Wzięłam moje okulary, które również założyłam. Oboje byliśmy jak nie do poznania.
Spojrzałam na motor przełykając ślinę. Jeśli nawet najmniejsza rzecz pójdzie nie tak i spadnę z niesamowitą prędkością na pewno się zabijemy. Postanowiłam jednak odeprzeć ciemne scenariusze i jak jak zwykle zaufać Joshowi. Zademonstrował mi jak powinnam wsiąść i jaką pozycję trzymać. Gdy byłam już gotowa i postawiłam nogi w odpowiednich miejscach, Josh dając mi buziaka w policzek, zajął miejsce przede mną.
- Wszystko w porządku? Gotowa?
Kiwnęłam głową i oplotłam szatyna w pasie. - Tak.
Warkot silnika przeprowadził przeze mnie dreszcze. Przysunęłam się do niego jeszcze bliżej, przez sekundę zastanawiałam się czy w ogóle może przeze mnie oddychać.
-Błagam, nie zabij nas - Niemal krzyczałam upewniając się czy słyszy.
-Postaram się - ścisnął moje udo.
Powoli wyjechaliśmy z garażu i zatrzymaliśmy się przed domem aby Josh mógł kontrolować automatyczne zamknięcie się bramy i garażu.
Kiedy wyjechaliśmy na główną drogę, przyśpieszył. Przeklęłam pod nosem gdy zmienił tępo, zaciskając palce na jego brzuchu jeszcze mocniej. Pod palcami poczułam jego śmiech.
Obserwowałam mijający krajobraz przy świetle latarni i mijających nas pojazdach.
Cały strach został nagle przysłonięty przez adrenalinę buzującą zarówno w moich, jak i jego żyłach.
Zatrzymaliśmy się na światłach a ja skorzystałam z okazji aby wyjąć z ust nieznośny kosmyk włosów. Obok w samochodzie dostrzegłam kobietę, której wyraz twarzy przesądził o tym, że prawie nas rozpoznała. Przyglądając się, jej usta opadły i gdy wróciła do rzeczywistości, Josh znów ruszył. Zaśmiałam się widząc zdziwienie kobiety.
Przyśpieszyliśmy, pozostawiając Union za sobą w pyle. Josh wbił wbił wyższy bieg i silnik aż zahuczał gdy się jeszcze bardziej rozpędzał. Znów go ścisnęłam, tym razem sama nie wiem czy z większego strachu, czy jeszcze większego podniecenia szybką jazdą. Ale gdy wiatr stawiał opór na mojej twarzy i obserwowałam rozmazujące się przede mną kolory, zrozumiałam, że jazda z nim motorem nie równa się z żadną inną rzeczą która dała mi takich emocji.
Poczuliśmy się wolni, bez presji. Tu nie byłam Jennifer Lawrence, wielką gwiazdą Hollywood, aktorką z napiętym grafikiem i brakiem czasu dla siebie. I on nie był Joshem Hutchersonem, chłopakiem który pochodził z mojego rodzinnego stanu, dorastającym na wielkim ekranie i życiem poświęconym swojej karierze. Byliśmy po prostu Jen i Joshem, zwykłymi ludźmi, nieznaczącym procentem na świecie. Metal nie dbał o sławę,  guma opon nie słuchała plotek magazynów, asfalt nie śledził nas i nie zadawał natrętnych pytań jak fotoreporterzy. Może w innym wymiarze te rzeczy miały znaczenie ale w nie tej chwili i tej rzeczywistości. W tej chwili byliśmy po prostu sobą. Jakby wszystkie problemy a nawet strach przestał istnieć. Położyłam głowę na ramieniu chłopaka, obserwując drogę przed nami.


Witam po długim czasie! Przepraszam, że w tamtym tygodniu nic nie napisałam ale ostatnie tygodnie szkoły były wyjątkowo pracowite i pochłaniające mój czas. Czekam na wasze komentarze i może jakieś pomysły co byście chcieli aby się znalazło w kolejnym rozdziale. Wakacje za rogiem i obiecuję, że w związku z tym będę częściej publikować rozdziały. Do zobaczenia za tydzień ;')

niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział 24


We śnie wciąż powracam do minionych wydarzeń. Moja rzeczywistość skupia się tylko na nim. Już od początku naszej znajomości wiedziałam jak mocno na mnie oddziałuje. Chemia rosła z dnia na dzień planu ,z roku na rok. Staliśmy sobie bliscy i każda osoba obserwująca nas przez pryzmat lat mogła to szczerze przyznać.Leżę na łóżku zastanawiając się co wydarzyło się na prawdę a co nadal jest snem. Przed oczami mijają mi urywki z nocy w klubie i słowa Josha w hotelu. Dryfuję pomiędzy snem a jawą, zmęczona upojeniem, które dał mi Josh. Jeszcze niedawno nie wyobrażałam sobie nas w takiej sytuacji. Oboje w końcu znaleźliśmy miejsce najbliższe naszych serc, do którego dawno baliśmy się przyznać. Tak wiele razy go odrzucałam a to przecież przy nim czuję, że wreszcie żyję. Być może to, co czuję to tylko tymczasowe uczucie, które zostanie mi odebrane przez inną osobę. Boje się obudzić przy pukaniu do drzwi Claudii, jej połączeń i sms-ów lub tego, że to ona znów stanie się powodem naszych kłótni.

Gdy jednak moje najgorsze przeczucia się spełniają, dzwonek hotelowych drzwi odzywa się. Otwieram stłumione oczy, co przychodzi mi łatwo gdyż nie zdążyłam zapaść w głębszy sen. Komu Josh mógłby powiedzieć, w którym z hotelów się zatrzymamy? W głowie układam listę osób, które mogą stać za drzwiami. Może niepotrzebnie panikuję gdy może się okazać, że to ktoś z hotelowej obsługi.
Josh, również się obudził. Spogląda na mnie pytająco i zrywając się z łóżka zakładamy ubranie. Nie mam tu nic na przebranie w przeciwieństwie do niego, więc postanawiam ubrać jego koszulkę sięgającą mi do połowy uda. Obracam się i widzę, że przeciwnie zaspany Josh jest już w połowie procesu zakładania spodni. W takim razie to ja podchodzę do drzwi i je otwieram.
 - Jennifer! - to osoba która dzwoniła do mnie wcześniej, stoi teraz wrzeszcząc moje imię. - Co ty sobie do cholery myślałaś nie odbierając moich telefonów?
- Po prostu nie potrzebuję aby ktokolwiek przerywał mi tak piękny, a za razem ciężki poranek - odpowiadam poirytowana mojej menadżerce. To ona wydzwaniała do mnie jeszcze gdy byłam pod prysznicem. Wiedziałam, że i tak nie wie gdzie jestem, więc nie muszę się z nią kontaktować. W tamtej chwili zupełnie ważniejszy był dla mnie Josh niż rozmowa z nią. - Jak w ogóle mnie tu znalazłaś? -dodaję, nie ukrywając zdziwienia.
- Jennifer, wydzwaniam do ciebie od ponad czterech godzin. Z twoim charakterem i pomysłowością nie trudno się o ciebie nie martwić, moja droga. Wystarczył telefon do menadżerki Josha aby podała mi adres hotelu, w którym się zatrzyma. Nie trudno było się domyślić, że jesteście tu razem gdy nie było cię w swoim apartamencie.
Josh posyła mi niezręczne spojrzenie gdy siada na kanapie obok. - Co się więc stało, że tak bardzo pragnęłaś się spotkać?
- To raczej wy mi powiedzcie co takiego działo się po wczorajszej imprezie, że wszędzie krążą zdjęcia, na których widać, jak Josh wnosi cię do hotelu i wyprowadza z klubu. Jen czy ty nie potrafisz obejść się bez skandalu? Nie możemy dać fanom tego co chcą, czyli was razem. Akurat teraz gdy mamy bardzo ważną promocję filmu myślę, że powinniście trzymać się z dala od fotoreporterów, zwłaszcza wspólnie - wyjaśnia.
Josh wstaje, podchodzi do okna i nerwowo jeździ rękami po głowie. Spoglądam na jego reakcję i widzę, że ostatnie słowa bardzo go dotknęły. Chyba nie przejął by się zbytnio zdjęciami tylko tym, że powinniśmy się nawzajem unikać. Sama w głowie przetwarzam jej słowa i zdaję sobie sprawę, że na dłuższą metę jest to nie możliwe.
Moja menadżerka widząc nasze rozczarowanie, kontynuuje. - Za tydzień macie wspólny wywiad i liczę na to, że wyjaśnicie tę całą sytuację i potwierdzicie, że wszystkie plotki o waszym związku to nieprawda. Nie możecie się teraz spotykać. To wszystko co miałam wam do powiedzenia - spuszcza z nas wzrok i wpatruje się w swój telefon.
- Nie wierzę, że nas o to prosisz - opieram głowę na dłoniach i pocieram nerwowo czoło.
- Nie macie wyboru. Jennifer jeśli nie będziesz ze mną współpracować to do niczego sama nie zajdziesz. Po prostu proszę abyś unikała mediów. A teraz muszę iść do wytwórni i sprostować sytuację w twoim imieniu.
Po jeszcze kilku pouczeniach, pożegnała się z nami i wyszła zostawiając nas zdziwionych i rozczarowanych.
Włączam telewizor i dowiaduje się, że mówią o nas na kanałach plotkarskich. Wszędzie zdjęcia i nagłówki o tym, jak najbardziej pożądana aktorka Hollywood, Jennifer Lawrence upiła się zeszłej nocy i znany aktor, Josh Hutcherson wnosił ją na rękach do hotelu. To naprawdę wygląda źle, nie spodziewałam się, że aż tak.
- Jak mogłeś pozwolić aby ci idioci zrobili nam zdjęcie? - zwracam się do niego ze złością w głosie. Stojący pod ścianą wzrusza ramionami i patrzy na mnie. - Jen zależało mi na tym, żeby jak najszybciej znaleźć się w środku. Nawet nikogo nie zauważyłem, nie zwracałem na nich uwagi. Miałem im powyrywać aparaty z rąk?Przepraszam.
- Wiesz co mnie najbardziej załamuje, Josh? To, że gdy w końcu jesteśmy wolni, to wytwórnia i cały świat stoi nam na przeszkodzie - załamuje ręce i odwracam od niego wzrok.
- Jen nikt nie może mi zabronić czuć tego, co do ciebie czuję! - podchodzi i siada obok mnie.Jego głowa podostaje zapatrzona w podłogę. - Nigdy - mówi nieco ciszej i spokojniej. Gdy go słyszę przechylam głowę na jego ramię.
- I wiesz co? Piepszmy ich wszystkich, za to że oni wpiepszają się w nasze życie! Wyjedź ze mną na kilka dni do domu, do Kentucky.
Podnoszę głowę oczami analizując jego błagający wyraz twarzy i słowa. Moje oczy zaczynają błądzić po pokoju zastanawiając się nad odpowiedzią, której nie jestem pewna. - Chyba oszalałeś, nie możemy tak po prostu rzucić wszystkiego i wyjechać bo nam się tak podoba, bo media nas wkurzają.
Jego wyraz twarzy trwa niezmieniony a ja przez chwilę zaczynam się zastanawiać czy nie powinnam mu ulec. Analizuję poprzednie miesiące i dochodzę do wniosku, że przez ostatnie kilka miesięcy praktycznie nie opuszczałam Nowego Jorku. - W porządku - dodaję wstając z kanapy i stając przed nim. - Jadę z tobą do domu.
 *
Josh wykonuje telefon do swojego publicysty mówiąc mu, że nie będzie go w mieście i krótko wyjaśniając najnowsze wydarzenia. W między czasie ja zbieram swoje rzeczy i wkładam wszystko do małej torby Josha.
Gdy kończy rozmawiać,jestem już gotowa i czekająca do wyjścia. Jestem przerażona gdy widzę rządek ludzi z aparatami. Zaciskam dłoń na ramieniu Josha i zaczynam panikować. Zrobią jeszcze więcej zdjęć, zaczną obrzucać nas pytaniami i utrudnią dojście do samochodu. Tabloidy opublikują kolejną historie na nasz temat a mój zespół mnie zabije. 
Josh wyraźnie reaguje na moje paznokcie wpijające się w jego rękę i uspokaja mnie jeszcze zanim znajdujemy się w ich widoku. 
- Spokojnie, Jen. Przejdziemy szybko do samochodu, nawet nie zwracaj na nich uwagi, niech robią nam zdjęcia. Nie dajmy im sobą manipulować. Przecież to nie pierwszy raz gdy przechodzisz koło aparatów Jen, spokojnie - gładzi moje plecy mówiąc spokojnym tonem, gdy znów zaczynamy iść w stronę wyjścia.
- Nienawidzę tego, zwłaszcza gdy znają mój słaby punkt. Nigdy nie przestaną o nas wypytywać,  robić nam zdjęć i tworzyć spekulacji bo wiedzą, że to ty jesteś moim słabym punktem, Josh - zakładam okulary ukrywając łzy gromadzące się w moich oczach.
Patrząc w dół, nawet nie widzę ich twarzy tylko co chwilę gasnące, oślepiające białe światło. Nie słyszę niczego konkretnego tylko przekrzykiwanie naszych imion i pytania o to, czy noc była udana.
Kurczowo trzymam się jego ramienia, jakbym zaraz miała zapaść się pod ziemię gdy prowadzi nas do samochodu. Nie ma z nami ani kierowcy ani ochroniarzy. Jesteśmy zdani sami na siebie więc to Josh decyduje się prowadzić.
Biorę głęboki oddech ulgi gdy zatrzaskuje drzwi. Przez przyciemniane szyby nikt nas już nie widzi. Jeszcze przez kilka chwil taranują nam tył samochodu zanim odjeżdżamy.
-Nawet nie chcę wiedzieć co jutro wymyślą po tym jak widzieli nas wychodzących razem - mówię tkwiąc wzrokiem w przemijających obok budynkach.
-Ja też nie chcę wiedzieć,nawet mnie to nie obchodzi. Znam własną prawdę, to że Cię kocham Jennifer Lawrence i nie pozwolę nikomu mi w tym przeszkodzić.
Odwracam głowę patrząc w jego wielkie niebieskie oczy. Odwzajemniam mały uśmiech, który tak samo maluje się na jego twarzy. Chwyta moją dłoń i wspólnie splatamy palce. Nie muszę mu mówić, że ja również go kocham bo dobrze o tym wie. Zmieniając biegi puszcza moje palce ale za każdym razem silna dłoń wraca, trzymając moją z powrotem. Staram się nie martwić tym co nas czeka gdy wrócimy do "wielkiego miasta" i tym, co powiedzą ludzie. Myślę o tym jaka jestem szczęśliwa w końcu mogąc odważnie powiedzieć, że trzymam w dłoni cały mój świat.

Hej, hej ;) 
Muszę przyznać, że juz powoli zbliżam się do końca tego fanfika. Na razie jestem w trakcie obmyślania zakończenia i mam juz parę pomysłów i sugestii. Jestem otwarta aby poznać również wasze. Nie mówię jednak, że to całkowity koniec tego opowiadania gdyż przez wakacje mam zamiar napisać drugą część.
Jak zwykle doceniam każdą opinie i to od was zależy czy będę to kontynuować czy nie. Tak więc komentujcie, czytajcie i do zobaczenia za tydzień :')

poniedziałek, 25 maja 2015

Rozdział 23


Twardy materac ugina sie pod jej ruchem. Pozycja w której usnęliśmy, przespaliśmy całą noc. Obraca się nieznacznie, zabierając nieświadomie głowę z mojego ramienia. Nie śpię już od godziny. Moją głowę prześladuje ból głowy z poprzedniej nocy. Leżę i wpatruję się we wschodzące słońce, zastanawiając czy Jennifer będzie cokolwiek pamiętać z ostatniej nocy. Modlę się by pamiętała chociaż słowa, które do niej mówiłem.
Wychodzę z łóżka starając się jej nie obudzić. Przypominam sobie jak zawsze narzeka na oślepiające ją promienie słoneczne. Tym razem postanawiam ją uprzedzić i cichutko przysłaniam zasłony. Daję głowę, że jej ból będzie większy od mojego więc idę do kuchni aby przyrządzić nam coś do picia.
Głowa mi pęka, a odkąd wstałem jedyna myśl, która chodzi mi po głowie to aby wrócić z powrotem do łóżka. Ryzykuję i idę do łazienki, po cichu aby nie zbudzić jej. Przez mój nadal rozmyty przez sen wzrok, potykam się o rozrzuconą na podłodze torebkę Jennifer. Odgłos jest dość głośny, a że stoję w drzwiach sypialni nie mam złudzeń, że ją obudziłem.
Wyraźnie wzdycha przeciągając się. Stoję nieruchomo.
- Josh... Czemu tak hałasujesz? - spogląda tylko jednym okiem, unosząc się na łokciach.
- Spokojnie, tylko szedłem do łazienki. Gdybyś nie rozrzucała tak wczoraj swoich rzeczy to bym się nie potknął.
Dostrzegam zawstydzony uśmiech na jej zaspanej twarzy. Jej starannie ułożone włosy po ciężkiej nocy stały się roztrzepanymi blond pasmami. Dziwię się, że mimo wszystko jej makijaż nadal jakoś się trzyma. Na dodatek, gdy widzę ją w moim podkoszulku zapiera mi wdech. Ta kobieta nigdy nie przestanie działać na mnie w ten sposób. Nigdy nie przestanie rozniecać ognia w moim ciele. Wypychając kosmate myśli idę prosto do łazienki i przemywam pulsującą głowę wodą. Przeglądam się w lusterku i dochodzę do wniosku, że moje włosy są w nie mniejszym bałaganie niż Jen. Nic z nimi nie robię i wracam do pokoju.
-Mam zamiar zrobić nam coś do jedzenia, masz ochotę na jajecznicę? - kiwa głową na "tak", a ja kieruje się do kuchni.
-W takim razie jak ty robisz jedzenie, ja wezmę prysznic! - woła. Odpowiadam jej krótkim "okej" i zabieram się do śniadania.

Czekam już jakieś piętnaście minut aż wyjdzie z łazienki. Odgłos wody z prysznica jest nadal słyszalny. Jedzenie na stole już pewnie wystygło. Gdy jej nie ma, co jakiś czas słyszę donośne wibracje telefonu. Na pewno nie mojego. Ciekawe kto może do niej dzwonić. Przez moją głowę przechodzi  myśl o Nicku. Dawno o nim nie wspominała, a ostatnie wydarzenia między nimi były burzliwe. Nie sądzę, żeby nadal byli razem.
Mimo wszystko telefon mnie tak drażni, że mam ochotę wyrzucić go przez okno.Odrzucam niezręczne myśli, po drodze chwytam telefon i podchodzę do łazienki. Kiedy jestem przy drzwiach zatrzymuję się na chwilę zastanawiając, czy dobrze zrobię wchodząc podczas jej kąpieli do łazienki. Przypominam sobie, jak ona weszła do mojej przyczepy, kiedy byłem pod prysznicem. Padam w śmiech, gdy przypominam sobie, że upuściła butelkę piwa na widok mnie owiniętego ręcznikiem.
Naciskam na klamkę i dowiaduję się, że drzwi nie są zablokowane. Albo o tym zapomniała, albo z góry zaplanowała moje wejście.
- Jen! - mówię nieśmiało. Czyżbym bał się jej reakcji? Ale to jak namiętnie się ze mną wczoraj obchodziła i mnie taranowała, nie równa się dotychczas z niczym bardziej intymnym między nami. Alkohol zwolnił jej wszystkie bariery i wyszło na jaw, co naprawdę do mnie czuje i czego ode mnie pragnie. Wszystko to szalenie pranę jej dać.
W powietrzu unosi się słodki cytrusowy zapach. Tym razem mówię głośniej. Nagle odwraca się w reakcji na mój głos. 
- Josh! Nie widzisz, że próbuje się tu umyć? - zrzuca ze ścianki ręcznik i owija go wokół siebie.
- Myjesz się juz ponad dwadzieścia minut. Zacząłem się martwić,  poza tym twój telefon nie daje mi spokoju -wyjaśniam. Otwiera drzwi i stawia tylko jedną nogę na zimne kafelki. Momentalnie ogromna ilość pary wodnej wylatuje przed nią. Podaję jej telefon, patrzy i przeciąga palcem po zaparowanym ekranie. - Na razie nie dzwoni, a poza tym to nikt ważny - odpowiada. Przechodzi i kładzie telefon na blacie obok umywalki. Stoję zbyt blisko jej niemal nagiego ciała wiec nie mogę nic poradzić na gorącą krew przeszywającą moje żyły. Ku mojemu zdziwieniu nachyla się i swoimi mokrymi wargami całuje mnie w usta.
 - Dziękuje że się mną wczoraj zająłeś. Nie wiem jakby się to skończyło gdybym została w tym klubie - wykrztusza z siebie i   nieśmiało przytula. Moje ciało styka się z jej i po chwili jestem mokry równie jak ona.
Woda z jej mokrych włosów ścieka po mojej piersi.
  - Nie mogłem cię tam przecież zostawić, zbyt bardzo się o ciebie martwię. - Następuje  chwila ciszy gdy patrzymy sobie w oczy. Widzę, jak jej wyraz twarzy coraz bardziej mizernie. Przyciskam więc mocno me usta do jej, a ona wdzięcznie mnie całuje. Jesteśmy tak zaangażowani pocałunkiem, że dłoń która wcześniej trzymała ręcznik wędruje wzdłuż mojego policzka, przez co odsłania kolejne kawałki jej ciała. Nie zwracając uwagi, Jen pozwala ręcznikowi swobodnie opaść. Zauważam to i  delikatnie przygryzam jej dolną wargę gdy ona wydaje z siebie jęknięcie. Odrywa usta i przysuwa je bliżej mojego ucha. - Skoro już mi przerwałeś, a jestem naga i ty też zaraz będziesz, to może pomożesz mi skończyć się myć?
- Dajesz mi propozycję na którą nie mogę odmówić - uśmiecham się szeroko. Ona widocznie to zauważa i ciągnie za rękę pod prysznic.  Po raz pierwszy widzę ją całą nagą. Na myśl, co za chwilę ma się stać mam ochotę zapaść się pod ziemię. Jej nagie ciało działa na mnie jak iskra, która zapala mój bulgoczący w żyłach olej. Wchodzi pierwsza i odwraca się do mnie przodem. - Nie pozwolę Ci wejść pod prysznic w tak pięknych spodenkach - przesuwa dłonie wzdłuż moich bioder zahaczając kciukami za krańce spodni i pociągając je w dół. Jennifer uśmiecha się widząc jak mój twardy członek stawia opór dla spodenek. Zrzucam je niezręcznie na płytki i spoglądam na nią.
 - Jesteś pewna tego co robisz, Jen? Nie chcę żeby którekolwiek z nas czegoś później żałowało - patrzymy sobie w oczy, gdy daje mi sygnał kiwając głową. 
Odkręca wodę i po chwili jesteśmy mokrzy. Wylewam na dłoń żel, którego już wcześniej czułem zapach i powoli zaczynam masować jej barki. Masuję naciskając kciukami na napięte mięśnie pleców. Słyszę gdy Jen wydaje z siebie zduszony dźwięk i prowadzę dłonie niżej wcierając pianę w jej biodra. W rozluźnieniu odchyla się do tyłu opierając plecami o moją klatkę piersiową. Moja erekcja niezręcznie się odznacza wbijając w jej dolny odcinek pleców. Jeździ rękami wzdłuż moich bioder, gdy nadal ją masuję. Odchyla głowę do tyłu i nie tracąc czasu ssę jej delikatną skórę szyji. Para wodna tańczy między nami, niewiele ostudzając emocje. 
Odwraca się twarzą do mnie i jej namydlone dłonie przeciągają po moich ramionach kończąc na podbrzuszu. Gdy dłonie zjeżdżają niebezpiecznie nisko podnosi głowę i spogląda mi w oczy. Całuje mnie w usta a moja szczęka opada, kiedy czuję jej dłoń zamykającą się na mojej długości. Dotyk małych, zgrabnych palców nawet w mojej wyobraźni nie był tak wspaniały, jak teraz. Rusza nadgarstkiem w górę i z powrotem. Wiem, że jeśli zaraz nie przestanie, nieźle się przed nią upokorzę.
Przerywam pocałunek, chwytam jej dłoń dając do zrozumienia, że dłużej nie zniosę tego rodzaju przyjemności. Musze robić wszystko aby pomimo widoku wspaniałego ciała i rozkoszy którą mi daje, nie stracić tu i teraz.
Biorąc w dłoń kolejną porcję żelu, krążę po jej ramionach, niewiele nad jej piersiami. W końcu po nich przejeżdżam czując, jak twarde są jej sutki. Dłoń spoczywa na mojej szyj a palce zaczynają sunąć po moich włosach gdy pieszczę jej piersi. Jadę w dół płaskiego brzucha i bioder. Nie zastanawiając się, kucam przed nią i pokrywam pianą jej łydki, kolana i uda. Starannie, lecz omijając terytorium, którego pragnę najbardziej. Dłonie Jen znów dopadły moje włosy i już rozumiem, o co mnie prosi. Spoglądam w górę i widzę, jak jej głowa jest odchylona do tyłu w strumieniu deszczownicy. Zastanawiam się czy to efekt zmęczenia czy oczekiwania na to co ma nastąpić. Podnoszę z płytek jej stopę i przekładam ją sobie przez plecy. Całuję delikatną skórę podbrzusza i wewnętrzną stronę ud. Słyszę ciche piśnięcie gdy składam pocałunek na jej kobiecości. Ciepło bijące z tego miejsca promieniuje do każdej cząstki mego ciała. Pomimo wzruszeń i niestabilnego oddechu Jennifer, nie przerywam. Mój język sięga coraz głębiej i gdy znajduję wrażliwy punkt, jej nogi zaczynają drżeć.
 - Josh...- pojękuje drżącym głosem. Jedną ręką podpieram jej plecy pomagając utrzymać stabilność. Mam nadzieję, że lejąca się woda zagłuszy dźwięki, które wydostają się z ust jej rozpalonego ciała. Jennifer opiera dłoń o ścianę szukając jakiegokolwiek podparcia. Ściągam z za pleców drżącą nogę i gdy odrywam usta od jej intymności protestuje. - Nie! Proszę.. - mówi gdy wstaję. Prowadzę ją pod ściankę i zajmuję tę samą pozycję. Postanowiłem pozwolić jej opierać się o ścianę, gdy ja kończę to co zacząłem. Jedną dłonią trzymam się jej podbrzusza. Podwójna stymulacja za pomocą mojego języka i  równocześnie palców doprowadza ją do granicy wytrzymałości. Wykrzykuje moje imię gdy faja ekstazy przeszywa jej ciało. Przecieram ręką podbródek i wstaję aby ją pocałować. Całuję ją namiętnie gdy woda chlapie nam po twarzach.
- Josh, dłużej nie wystoję. Twoja słodka tortura zrzuca mnie z nóg - szepcze otulając ramionami moją szyję.
- Jak tylko sobie życzysz - odpowiadam. Jednym ruchem podnoszę ją, reaguje owijając swoje nogi wokół moich bioder. Nie tracę nawet czasu aby chwycić ręcznik tylko niosę ją prosto do sypialni. 
Opuszczam nas na łóżko i patrząc jej w oczy odgarniam blond włosy z czoła.
-Co się dzieje, Josh? - pyta, widząc moją minę.
 - Nic. Po prostu uświadamiam sobie jak bardzo Cię kochałem przez ten cały czas. Ile czasu straciliśmy na bycie z kimś, kogo uszczęśliwialiśmy na siłę. Czy nie sądzisz, że wreszcie powinniśmy dać sobie szansę skoro oboje tak bardzo tego pragniemy?
- Zapewne nasi publicyści i ludzie w okół nie byliby zadowoleni - zanim kończy, przerywam jej. - Jen, piepszyć to! Dla ciebie nigdy nie liczyło się to co napiszą gazety, dlaczego teraz miałoby się to zmienić. Dlaczego ciągle mamy się ukrywać z naszym uczuciem niż je manifestować. Wiem, że tobie też na mnie zależy. - wyjaśniam. Zauważam że woda z naszych rozgrzanych ciał zdążyła częściowo już wyparować.
- Dobrze - szepcze. - Ale obiecaj mi, że już nie będziesz spotykał się z Claudią i oszukiwał mnie. Zbyt wiele emocji mnie to kosztuje.
- Obiecuję. Ale ty obiecaj mi, że nie narazisz się na zły wpływ Nicka.
 - Obiecuję. A teraz pragnę abyś się ze mną kochał. Tak, jak oboje od dawna tego pragnęliśmy. Kocham Cię Josh.
Zanim zdążam powiedzieć, że też szalenie ją kocham, jej usta są na moich. Pocałunek jest przepleciony delikatnością ale zarazem pragnieniem i pożądaniem. Nie przerywając zniżam się na kolanach, rozsuwam jej kolana i powoli się w nią wsuwam. Moje usta tłumią jej każde jęknięcie za każdym razem gdy wchodzę w nią z powrotem. Ciepło, które mnie otacza za chwilę doprowadzi mnie na sam szczyt przyjemności. Co jakiś czas zwalniam lub przyśpieszam tempa. Całuję jej piersi delikatnie ssąc skórę wokół brodawek. Czuję paznokcie wbijające się w moje barki za każdym razem gdy napieram w nią mocniej. Drganie jej podbrzusza i napinanie mięśni mówi mi, że znów jest blisko. 
- Jennifer...Jesteś cudowna. Ja zaraz... - wykrztuszam z siebie słowa. Kiwa głową z mocno zaciśniętymi oczami. - Hej, spójrz na mnie - dotykam jej policzek, a ona walczy aby utrzymać oczy otwarte. - Kocham Cię - całuję ją głęboko gdy wspólnie dochodzimy. Oboje drżymy z niewyobrażalnej przyjemności, która przeszła przez nasze ciała. Daję nam chwilę na złapanie oddechu zanim oddalam biodra i kładę się na plecach obok jej wycieńczonego ciała. 
Jak zwykle kładzie głowę na mojej piersi i rękę na brzuchu.
Nic nie musimy mówić, wszystko zostało powiedziane. Teraz tylko potrzebujemy czasu aby poukładać to co jeszcze stoi na naszej drodze.Odrzucamy realne problemy i na kilka godzin znów zapadamy w sen. 

***

Głośne pukanie do drzwi wyrywa nas z nostalgicznej drzemki. Jennifer odwraca się i spogląda w telefon sprawdzając godzinę. Zapadliśmy w sen na ponad trzy godziny i gdy nie słyszeliśmy, jej telefon dzwonił kolejne sześć razy. Tym razem obawiam się, że wiem, kto może dobijać się do naszych drzwi.


Witajcie ;') Przepraszam, że dodaję w takim opóźnieniu ale cóż... Mam nadzieję, że w końcu zaspokoiłam potrzeby niektórych czytelników i mam też nadzieję, że niektórych nie odrzuciłam. Jest to jednak opowiadanie o Joshifer i wiadome było, że po jakimś czasie dojdzie między nimi do seksu. Wszystko jest dla ludzi, nic w tym dziwnego. Rozdział może trochę krótszy niż poprzednie ale postaram się to nadrobić w kolejnych. Jak zwykle cenne jest dla mnie wasze zdanie na temat mojej pracy.  
Ciąg dalszy nastąpi ;')

poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział 22 cz.2

Ten rozdział dedykuję Roksanie, której zawdzięczam pomysł na większość co będzie się tu działo. Dzięki za wszystko i nie daję Ci już dłużej czekać xxx

***Josh***

Jeszcze przez chwilę staram się odwrócić jej uwagę wołając ją ale mój głos zostaje stłumiony przez muzykę. Gdy znika w tłumie nie daję za wygraną. Przepycham się przez tłum ludzi którzy właśnie wyszli z miejsc aby zatańczyć. Jedyne co mam teraz w głowie to błaganie o to aby nie zobaczyć Jennifer tańczącej z Samem. Nie mam na myśli jakiegokolwiek uczucia między nimi, Sam przecież niedawno wziął ślub, ale sam fakt, że Jen robi to aby doprowadzić mnie do granic wytrzymałości od patrzenia na jej roztańczone biodra.
Obracam głowę aby spojrzeć na strefę VIP gdzie siedzi Liam, Sam i obok, na szczęście Jennifer. Wszyscy jak widać pogrążeni w rozmowie i śmiechu. Wzruszam z ulgą. Nie wiem co bym zrobił zastając ją na parkiecie z Samem  lub kimś innym. Na pewno nie pozwoliłbym jej marnować sobie kariery robiąc różne, dziwne rzeczy po pijaku.

Jestem na drodze aby przyłączyć się do nich przy stoliku gdy czuję ponowne szarpnięcie na parkiet.
- Hej, tu jesteś! - Claudia przekrzykuje muzykę. - Szukałam cię wszędzie. Liam mówił, że poszedłeś gdzieś z Jen.
- Tak, rozmawialiśmy z kilkoma osobami z obsady - przecież nie mogę jej powiedzieć że właśnie się całowaliśmy.
- Ah w porządku. Masz ochotę zatańczyć? - pyta biorąc moje dłonie i kładąc je sobie na biodrach.
- Myślę, że pójdę się czegoś napić - odpowiadam przechodząc obok niej. Idę do sekcji barowej, zamawiam dwa drinki i w końcu wracam do stolika.
 Claudia podąża tuż za mną. Idziemy bez słowa, w ręku trzymam dwa drinki jeszcze nie zdecydowałem dla której z pań. Siadam na kanapie z Jen po lewej i Claudią po prawej. Jen zdaje się jakby wcale nie zauważyła mojej obecności. Ma w ręku kolejnego drinka i szepcze coś na ucho do Sama, który słucha jej uważnie.

***Jen***

- Która godzina? - pytam gdy Josh wraca do naszego stolika.
- Dopiero wpół do dwunastej - odpowiada Liam.
- No to mamy jeszcze wiele czasu na zabawę - dodaje Sam machając ręką w kierunku kelnera.
Po chwili zjawia się przy nas kobieta. - Czy macie jakieś szampany? - Sam pyta kelnerki.
- Tak, proszę pana. Jakie sobie pan życzy?
- Przynieś trzy najlepsze - słyszę, a następnie kelnerka odchodzi.
- Więc Jennifer, dobrze się bawisz? - Sam trąca mnie w ramię a kątem oka widzę, jak Josh zaciska szczęki w obawie przed tym co mi przyjdzie na język. Nie dziwię się, po dawce emocji którą mi przed chwilą zafundował. Nagle przypominam sobie uczycie jego wilgotnych pocałunków na mojej szyi.
Nieudolnie staram się odtrącić tę przyjemną fantazję aby przez przypadek nie wspomnieć niczego przy Caludii.
- Zdecydowanie! Myślę że taniec był moją ulubioną częścią - gadam pierwsze, co mi przychodzi na język. Uśmiecham się dumnie do Josha
- Oh tańczyliście razem? - Claudia wtrąca unosząc brew na mnie i Sama.
Patrzę zdegustowana na nią mając już przygotowaną idealną odpowiedź. Uśmiecham się więc drwiąco i odpowiadam.
 - Właściwie miałam na myśli taniec z Joshem.
Szybko zakrywam usta ręką gdy uświadamiam sobie, że powiedziałam zbyt wiele niż powinnam. Usta Josha wiszą otwarte. Zaczynam się śmiać gdy widzę, że mina Claudii też wygląda na zszokowaną. Alkohol sprawia, że niezbyt panuję nad reakcjami i wypowiadanymi słowami.
- Tańczyłeś z nią? - Claudia drąży temat odwracając swoją uwagę na Josha. On nadal się we mnie wpatruje, mrugając porozumiewawczo, a ja pozostaję w uśmiechu.
-Tak
- Co do cholery? Kiedy - dopytuje wściekła.
- Kiedy byłaś w łazience - wyrzucam z siebie. - To był zwykły przyjacielski taniec - wzruszam ramionami i odwracam swoją uwagę na parkiet.
- Skoro uważasz flirtowanie ze mną i swój taniec przyjacielski... - gdy tylko słyszę słowa Josha szybko odwracam głowę w jego kierunku.
- Co ty właśnie powiedziałeś?!
Dzięki bogu, że właśnie wraca do nas kelnerka z trzema butelkami szampana. Zauważam, że kobieta ma podobną fryzurę do mojej, mimo owalnej twarzy idealnie jej pasuje.
Stawia na okrągłym stoliku trzy butelki ochłodzonego wcześniej szampana. Słyszę jak Liam jej dziękuje, a następnie kelnerka odchodzi.
- Claudia, nalać ci kieliszek - oferuje Josh. Ona nie odpowiada. Postanawiam przerwać tę niezręczną ciszę i spróbować uratować sytuację.
- To był tylko żart - odzywam się. Sam opiera łokcie na kolanach, oczywiście zaintrygowany tym, co się zaraz wydarzy.
- Z pewnością nie było! Czy uważasz, że to co robicie jest w porządku? - w moich uszach znów rozbrzmiewa się krzyk.
-Nie! Dlatego ci o tym mówię - Josh mówi poirytowany.
Zastanawiam się jak można być równie zazdrosnym człowiekiem jak Claudia, ale gdy pomyślę o sobie, dochodzę do wniosku, że można. Ja przynajmniej nie robię co chwilę awantur na oczach wszystkich. Czuje się trochę przygnębiona przez całą sytuację. Na szczęście dzięki alkoholowi jutro nie będę pamiętać całej konwersacji.
-Musimy porozmawiać, Josh - mówi wstając.
- Nie! Mam już dosyć rozmawiania - odchrząknął po wypiciu całego kieliszka szampana. Sytuacja sprawia, że sięga ręką w celu wlania nowego.
- Jeśli chcesz, żeby ten związek jakoś się toczył musisz ze mną porozmawiać. Nie możesz tańczyć z takimi ludźmi jak ona - rzuca Claudia wskazując na mnie dłonią.
- Nic nie robimy tylko rozmawiamy. W większości o tobie. Dziś mam ochotę się dobrze bawić, więc zostaw mnie w spokoju - warknął i wziął kolejnego łyka.
- Albo wstajesz i idziesz ze mną, albo wychodzę stąd - oznajmia krzyżując ramiona.
- To impreza obsady filmowej. Nie mogę tak po prostu sobie wyjść. Muszę tu być.
- Idziesz czy nie! - wrzasnęła.
Josh nalewa sobie i mnie kolejny kieliszek.
- Przykro mi, ale zostaję - powtarza. Jej wyraz twarzy jest bezcenny. Otwiera usta, jakby chciała coś powiedzieć ale szybko je zamyka. Być może, właśnie sobie uświadomiła, że Josh nie jest na każde jej zawołanie.
- Nie dzwoń do mnie jutro, ani w najbliższym czasie - słyszę jak odpowiada odchodząc od stolika.- Baw się dobrze z tą łajzą - macha ręką. Po chwili już jej nie widać.
- Auć - jęknęłam.
Josh spogląda na mnie.
- Czy wy właśnie zerwaliście? - Sam przewraca po nas oczami jakby analizował to, co zostało powiedziane.
- Tak mi się wydaje, stary - odpowiada beztrosko.
- Liam! - słyszę jak ktoś z tłumu woła w naszym kierunku.
- Moi koledzy po mnie przyszli - podnosi się z kanapy
Josh nadal się we mnie wpatruje. Nie wiem o co mu chodzi. Nie wiem też co mam powiedzieć. Spoglądam na Sama i daje mi wzrokowy sygnał, że powinniśmy spadać.
- Bawcie się dobrze. Ja się zbieram - odchodzi klepiąc mnie po plecach. Sam również wstaje, po nim ja i Josh.
- Wciąż jestem na ciebie zła. Nie myśl, że to coś zmieni - mówię mu do ucha.
- Dlaczego, Jen? Robię wszystko co mogę, żeby sprawy między nami wróciły jak dawniej - odpowiada błagalnym tonem.
- Okłamałeś mnie w mieszkaniu. Mnóstwo razy! Nie możesz zerwać z dziewczyną i od razu myśleć, że wszystko będzie w porządku między nami - odpowiadam z przekonaniem.
- Jak mam sprawić żeby było w porządku?
-Nie wiem - szepnęłam. - To nie miejsce na taką rozmowę.
- Więc chodźmy gdzieś indziej - czuję jak bierze mnie za rękę. Unosi mnie z kanapy zbyt szybko i obraz w mojej głowie zaczyna wirować. Szybko wyrywam moją dłoń od niego i siadam z powrotem. - Nie. Nie będę spędzać z tobą kolejnej nocy tylko po to aby rano się pokłócić - mówię i chowam głowę w dłoniach.
Czuję gdy siada obok mnie. Jego ręka delikatnie gładzi dolny odcinek moich pleców.
- Tym razem będzie bez kłótni. Nie ma nikogo, kto mógłby zrujnować nasz idealny poranek - mówi mi do ucha.
- Josh, po prostu nie jestem pewna. Nie chcę być rozczarowana kolejny raz - rozklejam się. Nie pozwalam łzą wypłynąć mi z oczu. Nie chcę pokazywać mu jak bardzo to przeżywam.
- To ty chwilę temu prosiłaś mnie abym z nią tańczył - krzyczy.
- Nie widzisz, że jestem pijana? Większość rzeczy, które mówię wcale nie są szczere. Chyba nie chciałam, żeby Claudia była jedyną która cię ma. To tylko głupia gra - wyjaśniam biorąc łyk szampana.
- Wcale tak nie myślisz - zmienił pozycję. Teraz prawie klęczy na podłodze z głową na wysokości mojej.
Kręcę głową gdy wypijam do dna. Oczywiście, że go kocham. Ale nie wiem, czy jestem gotowa mu się oddać właśnie teraz.
- Jen...
Biorę kolejnego drinka i ignoruje go. Josh momentalnie chwyta moją dłoń i odciąga go z powrotem na stolik. Jego twarz jest niebezpiecznie blisko mojej.
- Nie chcę Josh. Mam cię dosyć.
- Sama mówisz że większość rzeczy to nieprawda . Jen nie rób mi tego.
- Odejdź Josh! Wynoś się stąd i zostaw mnie w spokoju. Nie chcę być z tobą - z moich ust słowa padają szybciej niż mogę nad tym zapanować.
-Jennifer, już kolejny raz łamiesz mi serce.
Pamiętam jak już raz mówił te słowa. Pamiętam jaki był wtedy załamany. To jest to co chciałam. Teraz tylko nie jestem pewna, czy tego żałuję. Nie rani się osób, które się kocha, to chyba moje słowa. Nie pamiętam bo zbyt dużo wypiłam.
 Czuję jak silna ręka podnosi mnie z kanapy.

***Josh***

Nie potrafię siedzieć i patrzeć, jak osoba, którą kocham marnuje sobie życie. Nie potrafię po prostu odejść, jak mi kazała. Nie mogę ustąpić. Zbyt wiele poświęciłem i mam zamiar poświęcić dla tej kobiety.
Bez tracenia czasu, czy jej się to podoba, czy nie, chwytam ją za rękę. Jen swoim pytającym wzrokiem mierzy mnie szukając odpowiedzi na to co zamierzam zrobić.
- Jennifer wystarczy. Zabieram cię stąd. Myśl sobie o mnie co chcesz ale nie zostawię cię w takim stanie.
Na szczęście nie stawia oporu. Pomagając jej wstać, drugą ręką dopijam ostatniego drinka. Nie muszę się martwić, że stracę rozum, jak Jen. Nie wypiłem aż tak dużo.
-Gdzie ty mnie ciągniesz? Nie mam na sobie butów. Co najgorsze, nie wiem gdzie są - zatrzymuje się i rozgląda koło kanapy .
- Nie ważne, zaraz wsiądziesz do samochodu. Nie będą ci potrzebne.
Obejmują ją ramieniem i okrężną drogą przez parkiet kierujemy się powoli do wyjścia. Staram się nie ryzykować aby ktokolwiek nas widział, nie z Jen w takim stanie. Gdy już jesteśmy przy wyjściu, proszę ochroniarza aby zawołał mojego kierowcę. Wypiłem alkohol więc nie mogę prowadzić. W każdym razie samochód podjeżdża natychmiast. Cały czas oczekiwania Jen o nic nie pytała, nawet nie chciała wrócić z powrotem. Musi być już zmęczona całą sytuacją albo jest po prostu pijana. Pomagam je wsiąść do samochodu i zatrzaskuję za nią drzwi. Sam idę z drugiej strony aby usiąść obok.

- Strasznie kręci mi się w głowie - mówi.
- Spokojnie możesz się położyć - odpowiadam kładąc dłoń na mojej nodze.
Jennifer od razu podnosi nogi na siedzenie kładąc się z głową na moich kolanach. Przymyka oczy. Zaczynam głaskać ją po głowie odgarniając z oczu blond kosmyki. Mógłbym robić to w nieskończoność. Siedzieć i adorować jej piękno, pieszcząc jej włosy.
-Przepraszam - przerywa ciszę.
- Dlaczego mówiłaś do mnie w takie rzeczy? Przez chwilę myślałem, że w nie uwierzę. Czasami jest mi naprawdę trudno cię rozszyfrować.
- Powiedziałam przepraszam. Ja sama...- jej głos zaczyna drżeć. Na udach czuję jej nierówny oddech. Nie chcę, żeby płakała.
- Ciii... - przerywam. - Już dobrze - gładzę jej policzek, następnie włosy, próbując ją uspokoić. Wyobrażam sobie jak okropnie musi się czuć po powiedzeniu mi takich rzeczy. - Nie martw się zabieram cię do hotelu.
Nic nie mówi. Czuję tylko jak potrząsa głową w odpowiedzi.
Jedziemy już dobre pół godziny, ale nic dziwnego. Hotel który wynająłem znajduje się na drugim końcu miasta.
- To nie tak, że nie chcę być z tobą, Josh - zaczyna. Moje usta opadają z wrażenia. - Nawet nie przemyślałam tego, co mówiłam. Boże Josh wcale tego nie miałam na myśli.
Podnosi się i z podkulonymi nogami zarzuca mi ręce na szyje przytulając mnie. Owijam rękę wokół jej pleców dając im oparcie. Zarzuca nogi na moje gdy jej głowa spoczywa na mojej piersi. W tej pozycji dojeżdżamy pod sam hotel.

 Serce mi się kraja, kiedy muszę ją obudzić po tym, jak zasnęła w moich ramionach. Jednak nie budzę jej. Zasnęła w idealnej dla mnie pozycji abym ją wyniósł śpiącą na rękach. Kierowca otwiera mi drzwi. Drugą rękę wkładam pod jej kolana, powoli wychodząc z samochodu. Na początku ciężar nie daje mi się w szczególne znaki ale gdy jestem już w windzie, modlę się abyśmy szybko dojechali na szóste piętro. Wcześniej dałem kierowcy klucze do apartamentu i poprosiłem aby otworzył przed nami drzwi. Oczywiście z kobietą na rękach nie zdołał bym tego zrobić.
Wchodzę do pokoju i daję kierowcy znak głową, że jest już wolny. Zamyka za sobą drzwi i zostawia nas samych. Nie zwlekając idę do sypialni. Delikatnie opuszczam ją na łóżko. Wzdycham z ulgą moich rąk i układam Jennifer w naturalnej pozycji. Wychodzę i kieruję się do kuchni po coś do picia. Tak długi czas z Jen na rękach wywołał kropelki potu na mojej skroni. Wyjmuję butelkę Coli z lodówki i piję trzy duże łyki.
Gdy ocieram czoło jestem gotowy aby wrócić do sypialni i przygotować Jen do spania. Gdy odwracam się niemal upuszczam butelkę. Jennifer najwidoczniej się zdążyła obudzić i stoi przede mną.
- Co ja z tobą zrobię...- wzruszam biorąc kolejny łyk
- Możesz ze mną zrobić co tylko chcesz Josh. Jestem cała twoja - mówi otwierając ramiona.
- Jesteś pijana. Jedyne co zrobię to położę cię do łóżka.
Stawiam Colę na blacie i idę w jej kierunku.
- Joshy, kiedy mówiłeś, że mnie pragniesz, co dokładnie miałeś na myśli? - mruczy mi do ucha, gdy biorę ją pod rękę prowadząc do sypialni.
Zatrzymuje się a ja razem z nią. Patrzy mi w oczy i zaczyna bawić się moim rozpiętym kołnierzykiem koszuli.
- Gdy z tobą tańczyłam, brzmiałeś jakby ci się podobało hmm? Czyżby Claudia robila to lepiej? - zaczyna się delikatnie kołysać i odpinać kolejnego guzika mojej koszuli.
- Ty... Bez porównania.
- Mam ochotę zatańczyć jeszcze raz, Josh - przysuwa się bliżej. Do mojej głowy wraca obraz gdy obserwowałem ją tańczącą. Wraca uczucie jej cudownej ciała gdy kręciła biodrami o mój rozporek u spodni. 
Jennifer odwraca się wykonując znajome ruchy. Daję z siebie wszystko aby tylko nie myśleć o tym jak wspaniale jej tył prezentuje się w tej sukience.
- Jen powinnaś przestać - na moje słowa wyciąga ręce do tylu chwytając moja szyję. Nie mogę pozwolić aby jej akcje mnie poniosły.
- Chyba nie chcesz zniszczyć sobie tak wspanialej sukienki? Pomogę ci się rozebrać.
Chichocze z uśmiechem. Chyba domyślam się co siedzi w jej umyśle ale za nic nie mogę na to pozwolić. Biorę ją szybko na ręce niczym worek mąki i niosę do sypialni.
- Joshua chyba oszalałeś - piszczy po drodze. Tak rzadko wypowiada moje pełne imię. Nie mam złudzeń, że jest pijana.
Sadzam ją na łóżku po czym sięgam do szafy aby wyciągnąć jeden z moich t-shirtów dla niej do spania. Rzucam jej jeden. - Możesz w tym spać jeśli chcesz.
- Dla ciebie mogę spać w samej bieliźnie lub nawet bez.

Potrząsam głowa, nie mogąc znaleźć słów, które wyraziłyby, jak wielkie jej obecność przeprowadza napięcie przez moje ciało. Krew buzuje w moich żyłach i z wielkim trudem usiłuję odciągnąć nieprzyzwoite myśli. Nie mogę myśleć o niej w ten sposób gdy jest pijana i oboje nie wiemy co robimy. Wykończony emocjami, siadam obok niej na łóżku, pocierając dłońmi twarz. Czuje jak porusza się z tylu i przysuwa się bliżej. Siada za moimi plecami i obejmuje od tyłu moją szyję. Wyczuwam jej oddech na skórze, który jest szybko zastąpiony wilgotnym muskaniem ustami mojego ucha. - Liczę, że pomożesz mi z sukienką - szepcze. Przechodzi obok mnie wstając, aby po chwili usiąść na moich kolanach. Jednym ruchem odgarnia opadające na tył sukienki włosy, dając mi dostęp do zamka.
To pierwszy raz gdy siedzi mi na kolanach w ten sposób. Mam przed sobą całą okazałość jej pleców i pośladków podkreślonych przez sukienkę, którą za chwilę ściągnie. 
Własnoręcznie odgarniam ostatnie kosmyki, które nie chcę aby zostały wciągnięte przez suwak. Pociągam w dół odsłaniając jej plecy. Czarny satynowy tył biustonosza z czarną koronką po obu stronach od razy przykuł mój wzrok. Zatrzymuję się aby delikatnie przejechać po brzegach koronki palcami, ale szybko wracam do trzeźwego myślenia i zabieram rękę. Spokojnie to tylko materiał, mówię sobie.
Jennifer wstaje i robi kilka kroków do przodu, zsuwając z siebie złoty materiał. Szybko orientuje się że materiał jej stanika jest tym samym materiałem na jej majtkach. Ne wiem co mam ze sobą zrobić, gdy właśnie stoi przede mną tyłem w samej koronkowej bieliźnie. Krew która wcześniej buzowała w moich żyłach, uderza teraz do najbardziej intymnego narządu mojego ciała. Odwraca się i przyłapuje, gdy wpatruję się w nią niczym zaczarowany. Mój oddech staje cięższy, gdy próbuję opanować sytuację która buduje się w dolnej części mnie. Podchodzi do mnie i znów siada no moich kolanach. Tym razem nie tyłem lecz w rozkroku. Czarna satyna idealnie układa się na jej biuście, który znajduje się na wysokości moich oczu. Cienki materiał między jej nogami naciska na napięcie budujące się w moich spodniach, dodatkowo mnie nakręcając. Znów dopada guzików u mojej koszuli, przyciągając mnie, całując i muskając językiem linię szczęki. Moim sposobem na opamiętanie w tej chwili było trzymanie nerwów na wodzy, dławienie w sobie emocji i ich wypieranie. Dłużej tego nie zniosę.- Masz, załóż to - odchylam się sięgając do tyłu i wręczając jej koszulkę.
- Tylko jeśli pomożesz mi ją założyć - podnosi ręce do góry i  sugeruje mi, że powinienem jej ją założyć.
Delikatnie przeciskam otwór przez jej głowę, po czym chwytam nadgarstki wkładając je w rękawy. Pociągam za materiał który zatrzymał się na materiale jej stanika przez co przypadkowo go muskam.
- Teraz moja kolej aby cię rozebrać - szepcze mi do ucha.
Opuszcza dłonie i biegnie nimi w dół. Zatrzymuje się przy każdym guziku, maleńkiej przeszkodzie która utrudnia jej dotknięcie mojej wilgotnej od emocji skóry.
Nie cieszy mnie uczucie bliskości o której rano nie będziemy pamiętać.
Przesuwa dłońmi po mojej klatce piersiowej, zrzucając koszulę i zaczyna kołysać swoimi biodrami. Unosi dłońmi mój podbródek odwracając moją zapatrzoną w balkon twarz. Patrzy mi w oczy przed tym gdy całuje moje usta prosząc o pozwolenie o więcej. Rozchylam usta zapraszając ją do środka. Smakuje słodkim szampanem którego jeszcze niedawno piliśmy. Jennifer pogłębia pocałunek mierzwiąc moje włosy. Wzdycham odciągając ją.
 - Przecież mówiłeś, że mnie pragniesz. Coś nie tak, Josh? - pyta z zagubionym wzrokiem. Mój wzrok błądzi po pokoju.
Dotykam ręką jej twarzy. Skóra pod moimi palcami przypomina jedwab. Targa mną niepokój, bo nie jestem pewien, czy przez alkohol ona w ogóle coś czuje.
- Jen, pragnę cię - przekonuję ją. - Uwierz mi.
Cholernie chcę. Przenoszę dłoń na jej policzek. Naciska na nią. Patrzy na mnie oczami pełnymi łez.
- Przepraszam za to co mówiłam w klubie. Moglibyśmy spróbować razem. Jeśli mnie chcesz to czemu nie weźmiesz? - jej wzrok mnie rozbraja. Jeszcze chwila i stracę tu i teraz.
- To nie tak - szepczę. - Ponieważ, boje się, że nic nie poczujesz. Że rano nie będziesz niczego pamiętać.
Po jej policzku spływa pojedyncza łza, która jest dla mnie oznaką zrozumienia i żalu. Odwracam oczy w innym kierunku. Chyba nie wie co powiedzieć. Zamykam oczy i żałuję, że znów doprowadziłem ją do łez.
- Jen, otwórz oczy - ocieram jej łzy. - Nie możemy dziś tego zrobić, ale to nie znaczy, nigdy wcześniej tego bardziej nie pragnąłem. Nie masz pojęcia jak bardzo tego pragnę, ale nie w takich okolicznościach. Pragnę abyśmy oboje byli tego w pełni świadomi, bez złudzeń. Chcę być pewny, że gdy nasze ciała się połączą, ty będziesz czuła dokładnie to samo co ja. Aby nasz pierwszy raz był najlepszym pierwszym razem w historii naszych razów. Rozumiesz?
Przenoszę ją z kolan na łóżko i wychodzę do łazienki zostawiając samą. Musze zebrać myśli i dać upust emocjom.
Przemywam twarz kilka razy zimną woda i wracam do salonu, alby przygotować sobie miejsce do spania. Jennifer ma miejsce na łóżku więc ja zajmę kanapę. Uważam, że każdy rozsądny mężczyzna postąpiłby podobnie jak ja. Słysze uchylające się drzwi i widzę Jen wchodzącą do salonu.
- Przepraszam. Nie powinnam była się tak zachowywać. Masz rację, rano pewnie będę pamiętać tylko urywki - jej głos zaczyna drżeć, a oczy się szklą. - Ja też nie chcę, żeby nasze uczucie było tylko złudzeniem, Josh - łzy puszczają jej się z oczu. Jak, stałem zdumiony, słuchając jej słów, tak teraz idę i ją przytulam. Głaszczę włosy uspokajającym ruchem. Płakanie przechodzi w szloch kiedy się odzywa.
 -Położysz się ze mną?
- Sam nie wiem. Jeszcze przed chwilą tak mnie staranowałaś, że miałem ochotę uciec. Myślę, że powinnaś ochłonąć, Jen i położyć się spać sama - tłumaczę odwracając się w stronę kanapy.
-Ale ja nie chcę spać! Nie bez ciebie. Obiecuję, że nawet Cię nie dotknę, ale proszę zostań ze mną - łka.
- W porządku, skoro obiecujesz.

Siada na łóżku i czeka aż się przebiorę. Kątem oka dostrzegam gęsią skórkę na jej rękach i widzę jak wierci  niespokojnymi nogami. Decyduje się na spanie w samych bokserkach, z resztą zwykle tak robię. Jennifer wyraźnie się czymś martwi, ponieważ jej wzrok jest wpatrzony w podłogę. Reaguje dopiero, gdy siadam po drugiej stronie łózka. Kładzie się z twarzą w stronę krawędzi. Kładę się na plecach wpatrując w sufit. Nie spodziewałem się, że wyląduję dziś w łóżku z Jen w takich okolicznościach. Moje myśli błądzą i przypominam sobie o zerwaniu z Claudią, którego nie żałuję. Nie umieliśmy dać sobie miłości i zrozumienia. Byliśmy tylko na swoje zawołanie. Od dawna uświadamiam sobie, że prawdziwą wartością dla mnie jest Jennifer.
Jestem poruszony tym, że wzięła swoje słowa aż tak poważnie. Nawet nie odwróciła się do mnie twarzą. Spoglądam i widzę zarys okrągłej twarzy w jaskrawym świetle księżyca. Nie śpi, nadal czuję jej nierówny oddech. Przysuwam się bliżej aby pogłaskać czule skroń w miejscu gdzie zaczynają się blond włosy i  przeciągam po ich długości. Jen reaguje na mój dotyk i odwraca głowę patrząc mi w oczy. Wyciągam wyżej ramię, pozwalając aby wtuliła się w me ciepłe ciało. Czuję włosy muskające po moim ramieniu a następnie chłodny policzek na mojej piersi. Już wcześniej widziałem jak drżą jej nogi. A teraz, kiedy czuję jej wyziębiony policzek utwierdzam się w przekonaniu, że moje objęcia są dla niej najlepszym i najcieplejszym schronieniem. Otulam ją ciasno ramionami, dając ciepłe oparcie.
- Nie złościsz się już na mnie? - wzrusza. Unosi głowę wpatrując się w moje oczy.- Nie -wzdycham. Wielkie oczy nadal się we mnie wpatrują. Zostawiam słodkiego całusa na jej czole.
Oddech  uspokaja się i oboje odpływamy w głęboki sen.
Tej nocy o nic mi się nie śni, bo sen który śnię już bardzo długo, trzymam mocno w objęciach i szepczę - Kocham Cię.



Awww w końcu udało mi się skończyć. Tym razem bez zdjęcia. Wszystko zostawiam do dyspozycji waszej wyobraźni, a wiem, że bywa bujna ;p Pewnie większość jest zachwycona zerwaniem Claudii i Josha. Muszę przyznać, że ten rozdział sporo mnie kosztował emocji i feelsów haha. Mam nadzieję, że wy też to odczuliście! Jeśli wam się spodobało, to dajcie znać w komentarzu.Ten rozdział (część) jest nieco dłuższy ale sądzę, że to wpływa na plus bo więcej się dzieje ;D Zanim skończę, zapraszam na bloga wspaniałej autorki która pisze epizody o Katniss i Peecie. Nic więcej nie wykrztuszę więc, dzięki za przeczytanie, wcześniejsze komentarze i do zobaczenia niedługo;')