poniedziałek, 7 września 2015

Rozdział 26


  Kolejne dwa tygodnie spędzam bardzo przyjemnie, wraz z Joshem w Kentucky, co z naszego punktu widzenia wyglądało jak zaledwie kilka dni. Przez ten czas zdążyłam szczegółowo poznać tę okolicę i dowiedzieć się wszystkiego, co mi niepotrzebne na temat motocykli. Kąpaliśmy nad tutejszym jeziorem niemal codziennie, Josh praktycznie co wieczór grzebał coś przy swoich maszynach. Udawaliśmy się na przejażdżki, do ostatniej kropli paliwa. Zachowywaliśmy się jakbyśmy znów mieli osiemnaście lat, i co najlepsze, przez ten cały czas nikt nie śledził nas z aparatami. Każdego wieczoru usypialiśmy się wtuleni w siebie niczym szczeniaki i każdego ranka witał mnie pocałunkiem w czoło. Doszłam do wniosku, że właśnie takie życie mi odpowiada, bez zgiełku sławy i wszystkich ciągnących się za tym konsekwencji.

  Właśnie wtedy rano, gdy po wyczerpującej za sprawą naszej miłości nocy, zadzwonił telefon z przypomnieniem, że w następny dzień mamy się stawić na zebranie w sprawie kręcenia Kosogłosa. Wytwórnia znów wrzuca nas w wir pracy. Niemal zapomniałam o premierze w przyszłym miesiącu. To właśnie ten czas okaże się dla nas burzliwy i wystawiony na bezpośrednie działanie mediów. Czasem mam wrażenie, że jesteśmy żywym mięsem rzuconym na pożarcie głodnym wilkom, które tylko żywią się sensacją.
                                                                          *
Wchodząc do wielkiej sali konferencyjnej widzę, że czekali tylko na nas. Jest tylko kilka osób z obsady. Zauważam Liama, który uśmiecha się, jak tylko mnie widzi. Nie wiem dlaczego jest tu tak mało ludzi związanych z kręceniem filmu. Wszyscy rozmawiają między sobą i w ogóle nie zauważają, jak wchodzę z Joshem.
  Liam wstaje aby mnie uściskać. Całuję go w policzek i klepię przyjacielsko po ramieniu.
- Gdzie ty się podziewałaś Jen? - pyta potrząsając moje ramiona. - Od czasu całego zamieszania nie mogłem się z tobą skontaktować. Zacząłem się poważnie martwić, nie dostałem żadnego sms-a, nic.
- Wiem, przepraszam. Chyba pomysł odizolowania się od wszystkich wzięłam nazbyt poważnie. Masz rację, powinnam była chociaż odpowiedzieć na twoje wiadomości, ale zapewniam Cię, że wszystko w porządku. Byłam z Joshem u niego w Kentucky - odpowiadam, przenosząc wzrok na Josha.
Witają się nawzajem i kolejno na nas spogląda.
- A więc te plotki to jednak prawda? Dziwie się, że nic mi nie powiedzieliście. Przecież się przyjaźnimy, tak?
Liam wcale nie wygląda na zszokowanego. Dobrze wiedział, jakie relacje łączyły nas z Joshem. Jedyne czym wydaje się być zaskoczony to, to że nie powiedzieliśmy mu prawdy i jeszcze odrobinkę za to, że nie dawałam znaku życia.
Staram się wymyślić szybką odpowiedź. Potwierdzić nasz związek, czy nadal oszukiwać samą siebie i wszystkich w okół? Może powinnam wcześniej przedyskutować odpowiedzi z Joshem. Nie wiem co powiedzieć i jak go przeprosić, więc odwracam twarz w stronę  Josha i pozwalam jemu odpowiedzieć. Zgodzę się na wszystko, co powie.
- Daj spokój stary, jeszcze nikomu o tym nie mówiliśmy, ale zapewne wszyscy i tak już wiedzą. To jeszcze nic oficjalnego, daliśmy szansę temu uczuciu i zobaczymy co z tego będzie. Spędziliśmy ze sobą  wspaniały czas i nie chcemy niczego zapeszać, Liam - wyjaśnia uśmiechając się nieśmiało i szukając mojej aprobaty. Nie zdobywam się na słowa wyjaśnień, wiec jedyne co robię to odwzajemniam uśmiech i przytakuję.
- To znaczy, że  ty i Claudią już nie macie kontaktu? - pyta zdezorientowany.
Josh, widocznie poruszony pytaniem kiwa głową i nie chce wgłębiać się w temat. Jestem poruszona tym, jak szybko nasza przyjaźń weszła na wyższy poziom. Może to nie kwestia stresu. Może po prostu nie jestem jeszcze gotowa na mówienie na głos o naszym związku. Jest to najbardziej szalony i skomplikowany związek w Hollywood, przynajmniej tak piszą o nas gazety.
W okół nas zaczyna się krzątać coraz więcej ludzi. To znak, że powinniśmy już zająć swoje miejsca. Josh kieruje się w stronę stołu, gdy ja łapię Liama za ramię, i nie zwracając niczyjej uwagi, odciągam na bok.
- Błagam Cię, Liam nie pozwól, abym to spieprzyła. Ta relacja z Joshem ma dla mnie ogromne znaczenie, a ja mam tendencję do rujnowania rzeczy - wydobywam z siebie, patrząc częściowo na niego i na podłogę.
- W porządku, Jen. Jestem twoim przyjacielem i zawsze jestem przy Tobie, i zawsze będę cię wspierał w trudnych chwilach. Ciesze się, że w końcu daliście szansę temu uczuciu i wyszliście z ukrycia. Teraz już nie będziecie musieli się sekretnie całować na tyłach przyczepy na planie - zaczyna chichotać, a ja uderzam go pięścią w ramię.
- Dzięki misiu - przestaję się śmiać i idę zająć miejsce przy stole.
Wchodzi moja publicystka, i co mnie dziwi, Josha również. Nie sądziłam, że będą one obecne przy zwykłym spotkaniu w sprawie produkcji. Nie rozmawiałam z publicystką od afery ze zdjęciami i nie ukrywam zdziwienia, gdy ją widzę. Ściskam mocno materiał sukienki, odpychając z głowy czarne scenariusze. Josh momentalnie zauważa mój niepokój.
- Czym się tak denerwujesz, Jen? - pyta, dotykając opuszkami mojej bladej od ściskania dłoni. Zabieram ją szybko, próbując nie zwracać na siebie uwagi. Wykorzystuję leżącą przede mną kartkę papieru wraz z długopisem, aby napisać wiadomość.
,,Nic! Nie uważasz, że to trochę dziwne, że nasi publicyści tutaj są?!" piszę, a następnie przesuwam kartkę w kierunku Josha. Jego spojrzenie jest pytające, prawdopodobnie śmieje się ze mnie, bo wymyśliłam nowy sposób komunikowania się. Chłopak załapał o co mi chodzi i zaczyna bazgrać coś na kartce, a ja ciesze się, że przynajmniej nie zwracamy na nas obu wzroku, rozmawiając. Przypominam sobie słowa: "Nie możemy dać fanom tego, czego chcą, czyli was razem ". Mam ciarki. Czyżby z tego powody nas tutaj zebrali? Aby nadal wałkować ten sam temat. Przez cały pobyt w Kentucky dręczyła mnie ta myśl.
Kartka znów wędruje w moim kierunku. ,,Na pewno załatwiają za nas jakieś formalności. Nic wielkiego, Jennifer"
  Dostajemy folder papierów, co na pewno jest scenariuszem. Z pierwszych dwóch kartek dowiaduje się o tym jak moja praca na planie będzie wyglądać przez najbliższe miesiące. Peeta przez większość filmu jest w Kapitolu, więc Josh tym razem będzie z nami rzadziej, sama myśl tak długiego rozstania z nim powoduje w mojej głowie zamęt. Wiadomość o śpiewaniu The Hanging Tree też mnie nie pociesza. Nigdy nie miałam talentu do śpiewania. Nigdy też nie śpiewałam na poważnie w produkcjach.
- Przejdźmy do drugiej części naszego spotkania. Ci którzy mają już swoje scenariusze i nie mają więcej pytań, mogą wyjść. Do zobaczenia za tydzień  - mówi Nina, wstając. Widzę jak reszta ludzi zabiera swoje rzeczy i kieruje się do wyjścia. Jestem już niemal gotowa aby wstać i zabrać plik papierów, leżących przede mną, gdy słyszę głos. - Josh i Jennifer, proszę zostańcie.
Przerażona, znów siadam w fotelu. Liam przechodzący obok mnie, nie waha się ani chwilę i również wraca na miejsce. Zaczynam się zastanawiać. Być może chcą przedyskutować z nami kwestie finansowe, ale jednak się mylę.
- Kilka tygodni temu poprosiłam was abyście dali sobie jakiś czas przerwy. Pozwolić, aby media o was ucichły i żeby wszyscy w okół zapomnieli o kompromitujących zdjęciach. Zawiedliście nas, nie dotrzymując danego słowa - moja menadżerka mówi, jednocześnie wstając. Unika naszego wzroku, wpatrując się w podłogę, co tylko bardziej sprawia, że czuje się niekomfortowo. - Wspominałam już o tym, że nie możemy dopuścić do jakichkolwiek bliskich relacji pomiędzy wami, a przynajmniej nie do takich, które są najkorzystniejsze dla mediów i ich zysku. Nie możecie być razem, kosztem naszych filmów i naszej wytworni - przypomina.
Przewracam oczami i nawet nie zauważyłam, kiedy Josh wstał i podszedł do ogromnego, szklanego okna naprzeciwko stołu. Stoi teraz z założonymi rekami i wpatruje w coś w oddali za szybą. Żyły widoczne na jego rękach sygnalizują mi, że jest spięty.
- Nie rozumiem co chcecie nam przez to powiedzieć - odwracam się w jej kierunku domagając się wyjaśnień. Katem oka dostrzegam Liama, który pochylił się nieznacznie nad stołem w niepokoju przed kłótnią, która ma za chwile wybuchnąć.
- Mamy na myśli to, że jeśli nadal będziecie się spotykać, jesteśmy w stanie zerwać z Tobą kontrakt. Nie możemy wam odmówić współpracy w tworzeniu Igrzysk Śmierci, dlatego podziękujemy za współpracę w przyszłości.
Słowa uderzają we mnie tak mocno, że przez chwile zastanawiam się co jeszcze tu robię. Spoglądam na Josha, który kątem oka patrzy na mnie z  niedowierzaniem większym od mojego. W tej chwili mam ochotę wstać i krzyczeć, że to wszystko nieporozumienie. Przecież pracodawcy nie maja prawa aż tak mocno ingerować w życie prywatne. Josh z pewnością widzi wyraz mojego zmieszania i robi to za mnie.
- Ja chyba nie wierzę w to, o co nas prosicie - mówi i zmierza w stronę siedzenia. Z kolejnymi słowami jego głos staje się coraz głośniejszy. - To nasze życie, a nie film, w którym możecie zmieniać to, co się wam nie podoba lub kiedy idzie nie po waszej myśli. Przecież to tak nie działa! To nasza sprawa z kim się spotykamy i z kim będziemy tworzyć kolejne filmy. Żadne z nas nie podpisywało kontraktu na naszą miłość. Nie mam najmniejszego zamiaru godzić się na te warunki. Będę robił to, co chcę i wychodził z kim mi się podoba. Jennifer, ty też tak uważasz, prawda? - Josh przestaje krążyć po pokoju z zaciśniętymi pięściami i zatrzymuje się przede mną. Słuchałam z niedowierzaniem dotychczas wszystkiego, co mówił w zdenerwowaniu. Po tym, jak zaciska szczękę, widzę jak wiele go kosztują te słowa. Przecież to mnie się pytają o wybór... Nigdy wcześniej nie byłam aż tak niepewna swojego wyboru. Życie nigdy nie postawiło mnie przed równie trudną sytuacją. Karzą mi wybierać pomiędzy tym, co mówi moje serce i tym co mówią producenci filmowi. Kontrakt z tą wytwórnią zapewniał mi pewną przyszłość, jeśli go zerwą, mogę się pożegnać z kolejnym projektami. W takich momentach żałuję, że żyję w kreskówce i nie mam na ramieniu duszka, podpowiadającego, co należy zrobić.
- ...Jennifer? - wszyscy spoglądają na mnie.
- Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć - odpowiadam niepewnie. Ludzie mówią, że jestem szalona, i owszem, ale nie w takich sytuacjach - takich jak teraz, gdy nogi mam jak z waty i język jak kamień, nie potrafiąc wykrztusić ani słowa, i podjąć decyzji. Choć decyzja jest prosta.
- Mam dosyć słuchania tego wszystkiego! - jednym ruchem ręki, Josh zrzuca papiery ze stołu. Chyba nigdy nie widziałam Josha w takich nerwach. - Możecie mnie sobie wykreślić z tej waszej pieprzonej listy kontraktów, ale ja stąd wychodzę, bo to wszystko nie jest tego warte. Jennifer... - podchodzi do mnie. - Wychodzisz razem ze mną, prawda?
Nie odpowiadam przez dłuższą chwilę. Siedzę z rekami kompletnie mokrymi od potu - splatając je na kolanach. Jestem jakby wmurowana w krzesło. Ciało nie odpowiada na żadne rozkazy umysłu. 
- Przepraszam, Josh - kręcę głową. Spoglądam na Liama, który trzyma głowę w rękach i patrzy na mnie pustym wzrokiem. - Mam zbyt wiele do stracenia, przepraszam.
- Nie możesz mi tego zrobić, Jen. Nie możesz tak po prostu zgodzić się na to, co oni chcą. Spędziliśmy razem te wspaniałe tygodnie nie po to, aby rozstać się w takich okolicznościach - jego głos drży, gdy zniża się przede mną i klęka na kolanie. Bierze w swoje dłonie moją dłoń i po chwili mówi dalej. - Kocham cię Jennifer. Nie pozwól im, aby mi Cię zabrali - błaga. Ostatnie zdanie sprawia, że rozsypuję się na miliony kawałków. Nie musiał tego mówić. Czuje się rozrywana na pół, ale życie polega na dokonywaniu poświęceń. Wybieraniu jednej rzeczy ponad drugą. Pytanie tylko, czy mogę funkcjonować ze świadomością, że tak bardzo go zraniłam. I czy dam radę funkcjonować bez niego, u swego boku? Nie słysząc odpowiedzi, kładzie czoło na moim kolanie, a dłoń ściska jeszcze mocniej, jakby nie chciał mnie puścić. Wkrótce również obcałowuje moje palce. Biję się z ochotą krzyku i płaczu. Moje płuca nieznośnie płoną od żalu, nierozładowanych emocji, łez, które duszę w sobie... I od poczucia winy - przez słowa, które kołaczą w mojej głowie, gotowe do wypowiedzenia.
  Delikatnie cofam dłoń i odwracam wzrok. - Nie mogę, Josh... - odpowiadam. Za wszelką cenę próbuję powstrzymać łzy, które cisną mi się do oczu. Josh patrzy na mnie, z ustami mocno zaciśniętymi w linię.  Jego oczy są równie napełnione łzami, jak moje. Zrozumienie prawdy zajmuje mu dłuższą chwilę, aż  podnosi się i z zaciśniętymi pięściami kieruje się do drzwi. Liam wstaje próbując go zatrzymać i wesprzeć lecz ten, odpycha go ze swojej drogi, klnąc pod nosem.  Później następuje tylko mocne trzaśnięcie drzwiami i długa cisza, której nikt nie chce przerwać. Wszyscy są zaskoczeni. Chyba nie oczekiwali tego, że chłopak wybuchnie w ten sposób. Chociaż w sumie nie wiem czego oczekiwali... Naszej beztroskiej aprobaty? Łatwego przyzwolenia na to wszystko?
I rzeczywiście... Podczas, gdy Josh próbował ratować nas, poświęcił się do cna, ja dałam tę cholerną zgodę. Pozwoliłam im zawłaszczyć swoje uczucia.

   ***Josh***

  Wychodzę z budynku i nawet się nie orientuję, kiedy znalazłem się już w samochodzie. Czuję, że pocą mi się dłonie. Zapinam pas i wycieram je o spodnie. Drżą teraz jeszcze bardziej, niż przedtem. Nagle dochodzę do wniosku, że nie mogę jej odpuścić. Nie mogą zabronić nam być razem. Spoglądam w dół i patrzę kłykcie, które od mocnego ściskania pasa bezpieczeństwa, stały się niemalże białe. Biorę głęboki wdech i karzę kierowcy zawieść mnie do domu, gdzie ostatnio zostawiłem mojego niebieskiego Harleya-Davidson'a. Nie zajmie mu to dużo czasu na dotarcie, co mnie cieszy, ponieważ im dłużej jestem w samochodzie, tym więcej myśli i pytań kłębi się w mojej głowie. W dzisiejszych czasach, ludzie znają cenę wszystkiego, lecz nie znają wartości niczego. Czy jej wybór był aż tak trudny? Muszę to wiedzieć. Muszę się dowiedzieć, dlaczego pomimo tylu ile nas łączy mi to zrobiła. Aby to ona była pewna swego wyboru, muszę się z nią spotkać i dać jeszcze jedną rzecz.
                                                                *
  Wchodzę do domu, podobny bardziej do żywego trupa, niżeli do człowieka. Nawet nie pamiętam drogi z sali konferencyjnej do domu. Przechodzę przez salon, kuchnię i zastanawiam się jak dawno mnie tu nie było. Nieważne. W głowie mam tylko jeden plan i w kółko powtarzam tylko jedno pytanie. Czy dla Jennifer udzielenie odpowiedzi okaże się tak samo trudne? Tak lub nie. Proste pytanie, prosta odpowiedź.
  Odkąd spaliśmy w tej spaliśmy z Jennifer łóżko zostaje nadal nieposłane. Nachylam się nad poduszką, wciąż czując zapach jej słodkich perfum. Przypominam sobie, że nie przyszedłem tu  aby szukać pozostałości po naszej ostatniej nocy. Odchodzę od łóżka i zaglądam do dolnej szuflady mojej komody. Spędzam chwilę na błądzeniu dłonią pomiędzy T-shirtami, aż w końcu natrafiam na niewielkie zamszowe pudełeczko. Przecieram kciukiem i otwieram sprawdzając zawartość. Wszystko jest na swoim miejscu i tylko czeka na właściwą osobę i odpowiedni moment.
Wkładam pudełeczko do kieszeni w spodniach i obracam się oby zmienić koszulę. Zakładam skórzaną kurtkę, bo z tego co pamiętam, na dworze padał deszcz.
Schodzę na dół do garażu, gdzie wita mnie mój stary przyjaciel. Drżącą z niepewności dłonią przejeżdżam po gałkach kierownicy i zbiorniku paliwa. Wkładam kask i zapinam pasek. Za pomocą jednego przycisku otwieram bramę i drzwi garażowe. Wsiadam na motocykl i odpalam silnik. Ostatni raz upewniam się czy pierścionek jest na swoim miejscu. W głowie nadal słyszę słowa menadżerów i Jennifer. Jestem wściekły na siebie, że mam taki zawód i, że pozwalam na to, aby ludzie bezczelnie manipulowali naszym życiem. Daję upust emocjom i dodaję gazu. Padający deszcz i kiepsko oświetlona jezdnia nie sprawia mi problemu. Nie pierwszy raz jadę w takich warunkach, a Jennifer mieszka na drugim końcu tej samej ulicy co ja. Chcę tylko dać jej ten cholerny pierścionek i zadać jedno proste pytanie. Może ten wybór okaże się dla niej prostszy, lub na odwrót.
  Krople deszczu uderzają w moje ciało gdy dodaje gazu. Jestem tak zdesperowany, żeby w tej chwili znaleźć się pod jej domem. I prawie jestem, gdy robię ostatni zakręt na śliskiej jezdni i tracę panowanie nad kierownicą. Później jest już tylko huk. I ciemność oraz brak świadomości. Słowa Jennifer są tylko w mojej podświadomości, błądząc tam długo. Są wymowne i głośne. I nie tracą na swojej mocy, aż ciemność pochłonęła mnie całego.

Uwaga! Ogłaszam, że żyję i nie zapomniałam o opowiadaniu. To nie tak, że przez całe wakacje nic nie napisałam, bo owszem pisałam. Oto efekt!  Jest mi przykro stwierdzić, że zbliża się koniec tej historii. Planuję jeszcze góra dwa rozdziały. Póki co, przepraszam za długą nieobecność i nie żegnam się z wami na dobre, jeszcze nie ;')  Powiedzcie mi, co sądzicie o rozdziale w komentarzach. (Mam nadzieję, że przynajmniej połowa z was nie zamierza mnie zabić za to co tu narobiłam, a jeśli już to ukatrupcie  mnie i Roksanę )