Nawet nie wiem na ile usnęłam, Josh mówi mi, że za niedługo będziemy na miejscu więc stwierdzam, że na nie więcej niż trzy godziny. Nawet nie wiem kiedy zatrzymał się w McDonalds bo gdy otwieram oczy widzę dwie torebki z jedzeniem i dwa shake'i. Odruchowo i z pragnieniem chwytam jeden z nich gasząc pragnienie w tak upalny dzień.
- Nie wspominałem, że drugi jest dla ciebie - rzuca na mnie okiem z podstępnym uśmiechem na twarzy. Reagując na jego słowa odwzajemniam uśmiech i tym razem biorę jeszcze większego łyka. Słyszę stłumiony śmiech po czym oczami znów wraca na drogę. On tak dobrze mnie zna. Przewidział, że gdy się przebudzę, będę marudzić o jedzeniu, pomijając nawet fakt, że nie zjedliśmy śniadania, które wcześniej dla nas zrobił.
Na jego twarzy widzę rzadko spotykany, zrelaksowany wyraz twarzy. Chyba pomysł z wyjazdem do domu okazał się dla niego wielkim wytchnieniem z resztą dla mnie również. Nie było mnie w domu od czterech miesięcy, nie trudno w tym czasie oszaleć jeżdżąc z jednego planu na drugi, z miasta do miasta i tak dalej. Powroty są zawsze najlepsze, choćby na chwilę zatrzymać się w miejscu wolnym od zgiełku sławy.
Po kilku chwilach wpatrywania się w otoczenie za szybę samochodu mogę stwierdzić że jesteśmy już w Kentucky. O wiele mniej wysokich zabudowań i o wiele więcej zieleni sprawiają, że nawet powietrze jest tu inne. Za każdym razem gdy widzę znajome mi równiny przypominam sobie gdy czasem jeździłam na koniach za młodu. Przypominam sobie jak bardzo lubiłam chodzić nad rzekę, przesiadywać tam w cieniu dębów. To tam po raz pierwszy jako mała dziewczynka uczyłam się scenariusza do teatrzyku szkolnego. Chyba tak się wszystko zaczęło. Teraz uczę się scenariuszy w cieniu własnej przyczepy na planach.
- Mam nadzieję, że zostaniesz u mnie na cały nasz pobyt - odzywa się.
Posyłam mu nieśmiałe spojrzenie. - Tak, ale dawno nie widziałam się z rodzicami chciałabym chociaż sprawdzić czy wszystko u nich w porządku. Moglibyśmy nawet zostać na obiad.
- W porządku, oczywiście że podjedziemy.
Gdy kładzie swoją wolną rękę na moim udzie przez moje ciało przebiegają dreszcze. Spogląda na mnie, ukradkiem posyłając dumny uśmiech. Nie muszę nic więcej mówić, Josh wie gdzie jechać. Jedyne co robię to wysyłam wiadomość do mamy powiadamiając ją o tym, że jestem w drodze do domu i jestem z Joshem. Nie spodziewałam się tak wielkiej zmiany w moim z góry zaplanowanym tygodniu, a na pewno nie spodziewałam się, że wrócę z nim do Kentucky.
Po kilku chwilach wpatrywania się w otoczenie za szybę samochodu mogę stwierdzić że jesteśmy już w Kentucky. O wiele mniej wysokich zabudowań i o wiele więcej zieleni sprawiają, że nawet powietrze jest tu inne. Za każdym razem gdy widzę znajome mi równiny przypominam sobie gdy czasem jeździłam na koniach za młodu. Przypominam sobie jak bardzo lubiłam chodzić nad rzekę, przesiadywać tam w cieniu dębów. To tam po raz pierwszy jako mała dziewczynka uczyłam się scenariusza do teatrzyku szkolnego. Chyba tak się wszystko zaczęło. Teraz uczę się scenariuszy w cieniu własnej przyczepy na planach.
- Mam nadzieję, że zostaniesz u mnie na cały nasz pobyt - odzywa się.
Posyłam mu nieśmiałe spojrzenie. - Tak, ale dawno nie widziałam się z rodzicami chciałabym chociaż sprawdzić czy wszystko u nich w porządku. Moglibyśmy nawet zostać na obiad.
- W porządku, oczywiście że podjedziemy.
Gdy kładzie swoją wolną rękę na moim udzie przez moje ciało przebiegają dreszcze. Spogląda na mnie, ukradkiem posyłając dumny uśmiech. Nie muszę nic więcej mówić, Josh wie gdzie jechać. Jedyne co robię to wysyłam wiadomość do mamy powiadamiając ją o tym, że jestem w drodze do domu i jestem z Joshem. Nie spodziewałam się tak wielkiej zmiany w moim z góry zaplanowanym tygodniu, a na pewno nie spodziewałam się, że wrócę z nim do Kentucky.
***
W domu spędziliśmy ponad trzy godziny, z czego jedną spędziłam na witaniu się z bliskimi i przytulaniu. Moja mama nie koniecznie radośnie zareagowała na to co piszą gazety i nie umknęłam bez pogadanki na temat szanowania zdrowia i spożywania alkoholu. Brat, jak zwykle wmawiał mi, jak to się zmieniłam podczas mojej nieobecności. Nikt nie był zaskoczony obecnością Josha, już wiele razy przywoziłam go do mnie do domu.
Razem decydujemy się pojechać do jego nowo zakupionego, niewielkiego domu którym dzieli się ze swoim bratem. Okazuje się jednak że,wyjechał do Bostonu aby zdać egzaminy na studia, co oznacza, że nikt więcej nie zakłóci naszego spokoju. Ogarnia mnie uczucie podniecenia gdyż jedziemy do miejsca w którym byłam zaledwie tylko raz, nie zdążyłam dokładnie obeznać się w jego domu wiec nie jestem pewna czym tym razem mnie zaskoczy.
Dojeżdżamy na miejsce i od razu zaczynam podziwiać jego posiadłość. Od samej ulicy otacza go średni mur z ozdobnych kamieni i zaraz za nim ogromne tuje przysłaniające widok na podwórko. Najbardziej kocham w nim to, że na drugim końcu działki, otoczonej zielenią ma pełny dostęp do brzegu niewielkiego jeziorka, które zasila miejscowa rzeka. Stąd, gdy byliśmy tu rok temu z Liamem i Woodym, nieudolnie łowiliśmy ryby. Po czym, skończyło się to tak, że Liam wpadł do jeziora, ale to już zupełnie inna historia. Jest to letniskowy domek średniej wielkości, który zdaje się być idealny aby zatrzymać się w nim na kilka dni w ramach letniego wypoczynku.
Josh wziął torbę z ubraniami, które zabrałam z domu i wchodząc za nim do domu przez półokrągłe i w pół szklane drzwi zostawił ją w salonie. Przez niewielki przedpokój przechodziło się do głównego holu. Za każdym razem dziwiłam się, że ten dom jest o wiele większy niż, jak się wydaje z zewnątrz.
Wyjął z lodówki dwie butelki Coli i ruszył wzdłuż długiego korytarza prowadzącego do jasno oświetlonego pomieszczenia w którym stały dwie puszyste sofy a ścianę zdobiło kino domowe. Zbliżyłam się do okna podziwiając naturę rozwijającą się z tyłu domu podczas gdy Josh zdążył się już rozsiąść i rozsmakować zimnym napojem.
Skoro już jesteśmy w domu postanawiam się przebrać w wygodniejsze ubranie.
- Mogę skorzystać z łazienki ? - mruknęłam zbliżając się do torby aby wyciągnąć z niej nieco bardziej komfortowe ubranie. Nie jesteśmy już Nowym Jorku więc mi nie zależy.
- Chryste, Jen nie musisz się pytać, już tu byłaś i wiesz gdzie jest łazienka - odparowuje ze śmiechem.
Zabieram potrzebne ubrania i wychodzę przez łuk drzwiowy. Weszłam do niewielkiego pomieszczenia na końcu korytarza, w którym znajdowały się wsparta na kolumnie umywalka, toaleta i przeszklona kabina prysznicowa. Tym razem zamknęłam za sobą drzwi. Nie żebym miała coś do Josha ale tym razem na wszelki wypadek je zamykam. Ściągam szybko ubranie zastępując je nowym. Zmyłam z siebie emocje, ochlapując twarz zimną wodą. Z mocnym postanowieniem wzięcia się w garść spojrzałam w swoje szaro niebieskie oczy. Wytarłam twarz ręcznikiem i zaczerpnęłam powietrza. Nie przeszkadzało mi, że jednocześnie wdycham kojący zapach perfum Josha.
Wracając do pokoju zastałam go siedzącego, opartego o zagłówek, przerzucającego kanały na płaskim ekranie telewizora.
-Przeprowadzasz się? - pytam, widząc pudła i walizki leżące pod ścianą.
- Całe życie na walizkach, chyba sama coś o tym wiesz - odparł lekceważąco, popijając colę. - Myślę, że powinniśmy coś zjeść, masz jakieś propozycje? - dodaje.
-Mój drogi, moją propozycją jest zawsze pizza - odpowiadam z uśmiechem.
-Jen, ostatnio jak byłem z tobą na kolacji to też jedliśmy pizzę. Tylko pizza i pizza.
- Bo w przeciwieństwie do twojego McDonalda, pizza wszystko naprawia. A poza tym jedliśmy już go wcześniej więc nawet nie próbuj mnie przekonywać Joshy! - wyjęłam z pod ramienia poduszkę i cisnęłam prosto w niego.
Josh złapał poduszkę i w zamian zaczął nią wymachiwać tuż przed moją twarzą. W momencie stanęłam na kanapie i sprytnie wyślizgnęłam wystającą zza jego pleców kolejną poduszkę. Próbowałam ją wyciągnąć, ale wtedy Josh chwycił mnie za nogi i przewrócił mnie na plecy. Przeskoczył obok mnie i rzucił mi poduszkę na twarz.
- To nie sprawiedliwe - odrzuciłam. - nie ma blokowania
- Tyle zamieszania o twoją głupią pizzę Jen - powiedział i zaczął się śmiać.
- Ah tak? Twierdzisz, że mój pomysł na pizzę jest zły? - odpowiadając wyrwałam się z potrzasku i mocno pchnąwszy go na plecy usiadłam mu na klatce. Unieruchamiając mu ręce kolanami, tym razem to ja przygniotłam mu twarz poduszką.
- Zaczynasz ze mną pogrywać Jennifer, a twoja gra jest nie fair - wycedził przez poduszkę i bez trudu wyswabadzając ramiona przewrócił mnie znów na plecy.
Znów był nade mną, z dłońmi wspartymi po obu stronach mojej głowy i ciałem ściśniętym moimi kolanami. Pochylił się i wpatrywał we mnie ze swoim psotnym uśmieszkiem. Czułam na sobie jego ciepły oddech gdy oboje znów poczuliśmy bliskość i zorientowaliśmy się, że żadne z nas nie miało poduszki.
- Cóż chyba mamy remis i nie jemy wcale - powiedział w końcu.
- Chyba jakoś to przeżyję - wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się próbując zachować powagę. Wstrzymałam oddech i wpatrywałam się w niego gdy zauważyłam znajomy błysk w jego oczach.
- Josh jechaliśmy tu ponad sześć godzin, mówisz poważnie?
- Najpoważniej - wyciągnął rękę i poprowadził mnie w dół schodami.
Powiodłam za nim schodami do garażu i gdy otworzył drzwi powitała mnie ogromna kolekcja różnorodnych motocykli. Było ich chyba z sześć.
- Miałeś na myśli motocykl? Wszędzie będzie jeszcze więcej naszych zdjęć.
- Będziemy mieli kaski, nikt nas nie rozpozna. Nie daj się znowu prosić. Ostatnio jak chciałem się z tobą przejechać, patrzałaś na mnie jakbym miał trzy głowy, czy coś podobnego - zaczął się śmiać podchodząc do półki pod ścianą. Gdy przechodziłam pomiędzy motocyklami, Josh zdążył wyjąć z szafy dwa kaski, srebrny i różowy.
-Po co ci aż tyle motocykli? - dotknęłam jednej z pokrytych skórą rączek kierownicy.
-A tobie po co tyle torebek? - odparł wręczając mi kask.
- To nie to samo. Każda torebka idzie do innej sukienki, na różne okazje. Każda spełnia inne zadanie.
Josh nacisnął przycisk i rolowane drzwi od garażu zaczęły się podnosić. Zwrócił się w moją stronę i założył swój kask.
- Widzisz, tak samo jest z moimi motorami. Wszystko zależy w jakim jestem humorze, gdzie chcę jechać i z kim...
Słuchając uważnie jego słów położyłam mu dłoń na ramieniu. - Czuję, że szykuje się długa lektura więc odpuśćmy ją sobie.
Dobrze wiem jak Josh potrafi mówić godzinami o swojej miłości do dwukołowców.
Ujął różowy kask, założył mi starannie na głowę i zapiął pasek pod brodą. Starannie obserwowałam jego skupienie na twarzy gdy zgrabne palce muskały moją skórę twarzy. Przeszłam jeszcze obok dwóch Harley'ów i szczególnie wpadł mi w oko biało czarny model przy, którym się zatrzymałam. Wzdrygnęłam się na myśl, że zaraz mam na niego wsiąść. Coraz bardziej obawiałam się tej jazdy, choćby ze względu na to, że nigdy wcześniej nie siedziałam na takim pojeździe chyba, że jako dziecko z bratem. Myśl, że Josh lubi szybką jazdę, wcale mnie nie pocieszała. Podszedł do mnie i widząc moje zmieszanie, położył dłonie na mojej talii.
- Pierwszy raz hmm? Więc zacznijmy od tego, że musisz mi zaufać. Chcę żeby była to dla ciebie przyjemność a nie ciągły strach. Nie będziemy się ścigać. Jen pamiętaj, że jestem doświadczonym kierowcą i nie pozwolę aby coś nam się stało - pogładził mój policzek wpatrując się we mnie z podniesioną brwią.
Przytaknęłam uśmiechając się aby zakryć niepokój.
-Przez cały czas najlepiej będzie jeśli będziesz mnie kurczowo obejmować w pasie.
-Co jeśli nie będę się trzymać wystarczająco mocno? - dodałam z rozbawieniem.
-Nawet nie żartuj Jen. Co jak co ale nie chcę cię mieć na sumieniu - posłał mi karcące spojrzenie.
Wyjaśnił, że będziemy jechać drogą ekspresową, czyli dość spokojnie bez wybojów i intensywnych zakrętów. Przemierzył mnie wzrokiem - Myślę że w samej koszulce będzie ci zimno, daj mi chwilę - Josh pobiegł schodami na górę. Rozejrzałam się i zauważyłam, że zdążyło się już ściemnić. Jazda z Joshem motocyklem w letnią noc pod gwiazdami, na pewno nie jedna dziewczyna oddała by za to wszystko.
Nim się obejrzałam, wrócił trzymając w ręku dżinsową kurtkę. -W tej powinno być ci cieplej i będzie cię lepiej chronić - przytrzymał kurtkę przede mną i wsunęłam ręce w rękawy.
- Dziękuje, jest idealna...Zupełnie, jak ty - dodałam po chwili. Przy czym wywołałam uśmiech na jego twarzy.
-A ty świetnie wyglądasz w moich ciuchach - mrugnął do mnie, zapinając swój kask.
Czekałam jeszcze chwilę patrząc jak zakłada skórzane rękawiczki i okulary. Wzięłam moje okulary, które również założyłam. Oboje byliśmy jak nie do poznania.
Spojrzałam na motor przełykając ślinę. Jeśli nawet najmniejsza rzecz pójdzie nie tak i spadnę z niesamowitą prędkością na pewno się zabijemy. Postanowiłam jednak odeprzeć ciemne scenariusze i jak jak zwykle zaufać Joshowi. Zademonstrował mi jak powinnam wsiąść i jaką pozycję trzymać. Gdy byłam już gotowa i postawiłam nogi w odpowiednich miejscach, Josh dając mi buziaka w policzek, zajął miejsce przede mną.
- Wszystko w porządku? Gotowa?
Kiwnęłam głową i oplotłam szatyna w pasie. - Tak.
Warkot silnika przeprowadził przeze mnie dreszcze. Przysunęłam się do niego jeszcze bliżej, przez sekundę zastanawiałam się czy w ogóle może przeze mnie oddychać.
-Błagam, nie zabij nas - Niemal krzyczałam upewniając się czy słyszy.
-Postaram się - ścisnął moje udo.
Powoli wyjechaliśmy z garażu i zatrzymaliśmy się przed domem aby Josh mógł kontrolować automatyczne zamknięcie się bramy i garażu.
Kiedy wyjechaliśmy na główną drogę, przyśpieszył. Przeklęłam pod nosem gdy zmienił tępo, zaciskając palce na jego brzuchu jeszcze mocniej. Pod palcami poczułam jego śmiech.
Obserwowałam mijający krajobraz przy świetle latarni i mijających nas pojazdach.
Cały strach został nagle przysłonięty przez adrenalinę buzującą zarówno w moich, jak i jego żyłach.
Zatrzymaliśmy się na światłach a ja skorzystałam z okazji aby wyjąć z ust nieznośny kosmyk włosów. Obok w samochodzie dostrzegłam kobietę, której wyraz twarzy przesądził o tym, że prawie nas rozpoznała. Przyglądając się, jej usta opadły i gdy wróciła do rzeczywistości, Josh znów ruszył. Zaśmiałam się widząc zdziwienie kobiety.
Przyśpieszyliśmy, pozostawiając Union za sobą w pyle. Josh wbił wbił wyższy bieg i silnik aż zahuczał gdy się jeszcze bardziej rozpędzał. Znów go ścisnęłam, tym razem sama nie wiem czy z większego strachu, czy jeszcze większego podniecenia szybką jazdą. Ale gdy wiatr stawiał opór na mojej twarzy i obserwowałam rozmazujące się przede mną kolory, zrozumiałam, że jazda z nim motorem nie równa się z żadną inną rzeczą która dała mi takich emocji.
Poczuliśmy się wolni, bez presji. Tu nie byłam Jennifer Lawrence, wielką gwiazdą Hollywood, aktorką z napiętym grafikiem i brakiem czasu dla siebie. I on nie był Joshem Hutchersonem, chłopakiem który pochodził z mojego rodzinnego stanu, dorastającym na wielkim ekranie i życiem poświęconym swojej karierze. Byliśmy po prostu Jen i Joshem, zwykłymi ludźmi, nieznaczącym procentem na świecie. Metal nie dbał o sławę, guma opon nie słuchała plotek magazynów, asfalt nie śledził nas i nie zadawał natrętnych pytań jak fotoreporterzy. Może w innym wymiarze te rzeczy miały znaczenie ale w nie tej chwili i tej rzeczywistości. W tej chwili byliśmy po prostu sobą. Jakby wszystkie problemy a nawet strach przestał istnieć. Położyłam głowę na ramieniu chłopaka, obserwując drogę przed nami.
Dojeżdżamy na miejsce i od razu zaczynam podziwiać jego posiadłość. Od samej ulicy otacza go średni mur z ozdobnych kamieni i zaraz za nim ogromne tuje przysłaniające widok na podwórko. Najbardziej kocham w nim to, że na drugim końcu działki, otoczonej zielenią ma pełny dostęp do brzegu niewielkiego jeziorka, które zasila miejscowa rzeka. Stąd, gdy byliśmy tu rok temu z Liamem i Woodym, nieudolnie łowiliśmy ryby. Po czym, skończyło się to tak, że Liam wpadł do jeziora, ale to już zupełnie inna historia. Jest to letniskowy domek średniej wielkości, który zdaje się być idealny aby zatrzymać się w nim na kilka dni w ramach letniego wypoczynku.
Josh wziął torbę z ubraniami, które zabrałam z domu i wchodząc za nim do domu przez półokrągłe i w pół szklane drzwi zostawił ją w salonie. Przez niewielki przedpokój przechodziło się do głównego holu. Za każdym razem dziwiłam się, że ten dom jest o wiele większy niż, jak się wydaje z zewnątrz.
Wyjął z lodówki dwie butelki Coli i ruszył wzdłuż długiego korytarza prowadzącego do jasno oświetlonego pomieszczenia w którym stały dwie puszyste sofy a ścianę zdobiło kino domowe. Zbliżyłam się do okna podziwiając naturę rozwijającą się z tyłu domu podczas gdy Josh zdążył się już rozsiąść i rozsmakować zimnym napojem.
Skoro już jesteśmy w domu postanawiam się przebrać w wygodniejsze ubranie.
- Mogę skorzystać z łazienki ? - mruknęłam zbliżając się do torby aby wyciągnąć z niej nieco bardziej komfortowe ubranie. Nie jesteśmy już Nowym Jorku więc mi nie zależy.
- Chryste, Jen nie musisz się pytać, już tu byłaś i wiesz gdzie jest łazienka - odparowuje ze śmiechem.
Zabieram potrzebne ubrania i wychodzę przez łuk drzwiowy. Weszłam do niewielkiego pomieszczenia na końcu korytarza, w którym znajdowały się wsparta na kolumnie umywalka, toaleta i przeszklona kabina prysznicowa. Tym razem zamknęłam za sobą drzwi. Nie żebym miała coś do Josha ale tym razem na wszelki wypadek je zamykam. Ściągam szybko ubranie zastępując je nowym. Zmyłam z siebie emocje, ochlapując twarz zimną wodą. Z mocnym postanowieniem wzięcia się w garść spojrzałam w swoje szaro niebieskie oczy. Wytarłam twarz ręcznikiem i zaczerpnęłam powietrza. Nie przeszkadzało mi, że jednocześnie wdycham kojący zapach perfum Josha.
Wracając do pokoju zastałam go siedzącego, opartego o zagłówek, przerzucającego kanały na płaskim ekranie telewizora.
-Przeprowadzasz się? - pytam, widząc pudła i walizki leżące pod ścianą.
- Całe życie na walizkach, chyba sama coś o tym wiesz - odparł lekceważąco, popijając colę. - Myślę, że powinniśmy coś zjeść, masz jakieś propozycje? - dodaje.
-Mój drogi, moją propozycją jest zawsze pizza - odpowiadam z uśmiechem.
-Jen, ostatnio jak byłem z tobą na kolacji to też jedliśmy pizzę. Tylko pizza i pizza.
- Bo w przeciwieństwie do twojego McDonalda, pizza wszystko naprawia. A poza tym jedliśmy już go wcześniej więc nawet nie próbuj mnie przekonywać Joshy! - wyjęłam z pod ramienia poduszkę i cisnęłam prosto w niego.
Josh złapał poduszkę i w zamian zaczął nią wymachiwać tuż przed moją twarzą. W momencie stanęłam na kanapie i sprytnie wyślizgnęłam wystającą zza jego pleców kolejną poduszkę. Próbowałam ją wyciągnąć, ale wtedy Josh chwycił mnie za nogi i przewrócił mnie na plecy. Przeskoczył obok mnie i rzucił mi poduszkę na twarz.
- To nie sprawiedliwe - odrzuciłam. - nie ma blokowania
- Tyle zamieszania o twoją głupią pizzę Jen - powiedział i zaczął się śmiać.
- Ah tak? Twierdzisz, że mój pomysł na pizzę jest zły? - odpowiadając wyrwałam się z potrzasku i mocno pchnąwszy go na plecy usiadłam mu na klatce. Unieruchamiając mu ręce kolanami, tym razem to ja przygniotłam mu twarz poduszką.
- Zaczynasz ze mną pogrywać Jennifer, a twoja gra jest nie fair - wycedził przez poduszkę i bez trudu wyswabadzając ramiona przewrócił mnie znów na plecy.
Znów był nade mną, z dłońmi wspartymi po obu stronach mojej głowy i ciałem ściśniętym moimi kolanami. Pochylił się i wpatrywał we mnie ze swoim psotnym uśmieszkiem. Czułam na sobie jego ciepły oddech gdy oboje znów poczuliśmy bliskość i zorientowaliśmy się, że żadne z nas nie miało poduszki.
- Cóż chyba mamy remis i nie jemy wcale - powiedział w końcu.
- Chyba jakoś to przeżyję - wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się próbując zachować powagę. Wstrzymałam oddech i wpatrywałam się w niego gdy zauważyłam znajomy błysk w jego oczach.
- Josh jechaliśmy tu ponad sześć godzin, mówisz poważnie?
- Najpoważniej - wyciągnął rękę i poprowadził mnie w dół schodami.
Powiodłam za nim schodami do garażu i gdy otworzył drzwi powitała mnie ogromna kolekcja różnorodnych motocykli. Było ich chyba z sześć.
- Miałeś na myśli motocykl? Wszędzie będzie jeszcze więcej naszych zdjęć.
- Będziemy mieli kaski, nikt nas nie rozpozna. Nie daj się znowu prosić. Ostatnio jak chciałem się z tobą przejechać, patrzałaś na mnie jakbym miał trzy głowy, czy coś podobnego - zaczął się śmiać podchodząc do półki pod ścianą. Gdy przechodziłam pomiędzy motocyklami, Josh zdążył wyjąć z szafy dwa kaski, srebrny i różowy.
-Po co ci aż tyle motocykli? - dotknęłam jednej z pokrytych skórą rączek kierownicy.
-A tobie po co tyle torebek? - odparł wręczając mi kask.
- To nie to samo. Każda torebka idzie do innej sukienki, na różne okazje. Każda spełnia inne zadanie.
Josh nacisnął przycisk i rolowane drzwi od garażu zaczęły się podnosić. Zwrócił się w moją stronę i założył swój kask.
- Widzisz, tak samo jest z moimi motorami. Wszystko zależy w jakim jestem humorze, gdzie chcę jechać i z kim...
Słuchając uważnie jego słów położyłam mu dłoń na ramieniu. - Czuję, że szykuje się długa lektura więc odpuśćmy ją sobie.
Dobrze wiem jak Josh potrafi mówić godzinami o swojej miłości do dwukołowców.
Ujął różowy kask, założył mi starannie na głowę i zapiął pasek pod brodą. Starannie obserwowałam jego skupienie na twarzy gdy zgrabne palce muskały moją skórę twarzy. Przeszłam jeszcze obok dwóch Harley'ów i szczególnie wpadł mi w oko biało czarny model przy, którym się zatrzymałam. Wzdrygnęłam się na myśl, że zaraz mam na niego wsiąść. Coraz bardziej obawiałam się tej jazdy, choćby ze względu na to, że nigdy wcześniej nie siedziałam na takim pojeździe chyba, że jako dziecko z bratem. Myśl, że Josh lubi szybką jazdę, wcale mnie nie pocieszała. Podszedł do mnie i widząc moje zmieszanie, położył dłonie na mojej talii.
- Pierwszy raz hmm? Więc zacznijmy od tego, że musisz mi zaufać. Chcę żeby była to dla ciebie przyjemność a nie ciągły strach. Nie będziemy się ścigać. Jen pamiętaj, że jestem doświadczonym kierowcą i nie pozwolę aby coś nam się stało - pogładził mój policzek wpatrując się we mnie z podniesioną brwią.
Przytaknęłam uśmiechając się aby zakryć niepokój.
-Przez cały czas najlepiej będzie jeśli będziesz mnie kurczowo obejmować w pasie.
-Co jeśli nie będę się trzymać wystarczająco mocno? - dodałam z rozbawieniem.
-Nawet nie żartuj Jen. Co jak co ale nie chcę cię mieć na sumieniu - posłał mi karcące spojrzenie.
Wyjaśnił, że będziemy jechać drogą ekspresową, czyli dość spokojnie bez wybojów i intensywnych zakrętów. Przemierzył mnie wzrokiem - Myślę że w samej koszulce będzie ci zimno, daj mi chwilę - Josh pobiegł schodami na górę. Rozejrzałam się i zauważyłam, że zdążyło się już ściemnić. Jazda z Joshem motocyklem w letnią noc pod gwiazdami, na pewno nie jedna dziewczyna oddała by za to wszystko.
Nim się obejrzałam, wrócił trzymając w ręku dżinsową kurtkę. -W tej powinno być ci cieplej i będzie cię lepiej chronić - przytrzymał kurtkę przede mną i wsunęłam ręce w rękawy.
- Dziękuje, jest idealna...Zupełnie, jak ty - dodałam po chwili. Przy czym wywołałam uśmiech na jego twarzy.
-A ty świetnie wyglądasz w moich ciuchach - mrugnął do mnie, zapinając swój kask.
Czekałam jeszcze chwilę patrząc jak zakłada skórzane rękawiczki i okulary. Wzięłam moje okulary, które również założyłam. Oboje byliśmy jak nie do poznania.
Spojrzałam na motor przełykając ślinę. Jeśli nawet najmniejsza rzecz pójdzie nie tak i spadnę z niesamowitą prędkością na pewno się zabijemy. Postanowiłam jednak odeprzeć ciemne scenariusze i jak jak zwykle zaufać Joshowi. Zademonstrował mi jak powinnam wsiąść i jaką pozycję trzymać. Gdy byłam już gotowa i postawiłam nogi w odpowiednich miejscach, Josh dając mi buziaka w policzek, zajął miejsce przede mną.
- Wszystko w porządku? Gotowa?
Kiwnęłam głową i oplotłam szatyna w pasie. - Tak.
Warkot silnika przeprowadził przeze mnie dreszcze. Przysunęłam się do niego jeszcze bliżej, przez sekundę zastanawiałam się czy w ogóle może przeze mnie oddychać.
-Błagam, nie zabij nas - Niemal krzyczałam upewniając się czy słyszy.
-Postaram się - ścisnął moje udo.
Powoli wyjechaliśmy z garażu i zatrzymaliśmy się przed domem aby Josh mógł kontrolować automatyczne zamknięcie się bramy i garażu.
Kiedy wyjechaliśmy na główną drogę, przyśpieszył. Przeklęłam pod nosem gdy zmienił tępo, zaciskając palce na jego brzuchu jeszcze mocniej. Pod palcami poczułam jego śmiech.
Obserwowałam mijający krajobraz przy świetle latarni i mijających nas pojazdach.
Cały strach został nagle przysłonięty przez adrenalinę buzującą zarówno w moich, jak i jego żyłach.
Zatrzymaliśmy się na światłach a ja skorzystałam z okazji aby wyjąć z ust nieznośny kosmyk włosów. Obok w samochodzie dostrzegłam kobietę, której wyraz twarzy przesądził o tym, że prawie nas rozpoznała. Przyglądając się, jej usta opadły i gdy wróciła do rzeczywistości, Josh znów ruszył. Zaśmiałam się widząc zdziwienie kobiety.
Przyśpieszyliśmy, pozostawiając Union za sobą w pyle. Josh wbił wbił wyższy bieg i silnik aż zahuczał gdy się jeszcze bardziej rozpędzał. Znów go ścisnęłam, tym razem sama nie wiem czy z większego strachu, czy jeszcze większego podniecenia szybką jazdą. Ale gdy wiatr stawiał opór na mojej twarzy i obserwowałam rozmazujące się przede mną kolory, zrozumiałam, że jazda z nim motorem nie równa się z żadną inną rzeczą która dała mi takich emocji.
Poczuliśmy się wolni, bez presji. Tu nie byłam Jennifer Lawrence, wielką gwiazdą Hollywood, aktorką z napiętym grafikiem i brakiem czasu dla siebie. I on nie był Joshem Hutchersonem, chłopakiem który pochodził z mojego rodzinnego stanu, dorastającym na wielkim ekranie i życiem poświęconym swojej karierze. Byliśmy po prostu Jen i Joshem, zwykłymi ludźmi, nieznaczącym procentem na świecie. Metal nie dbał o sławę, guma opon nie słuchała plotek magazynów, asfalt nie śledził nas i nie zadawał natrętnych pytań jak fotoreporterzy. Może w innym wymiarze te rzeczy miały znaczenie ale w nie tej chwili i tej rzeczywistości. W tej chwili byliśmy po prostu sobą. Jakby wszystkie problemy a nawet strach przestał istnieć. Położyłam głowę na ramieniu chłopaka, obserwując drogę przed nami.
♡
Witam po długim czasie! Przepraszam, że w tamtym tygodniu nic nie napisałam ale ostatnie tygodnie szkoły były wyjątkowo pracowite i pochłaniające mój czas. Czekam na wasze komentarze i może jakieś pomysły co byście chcieli aby się znalazło w kolejnym rozdziale. Wakacje za rogiem i obiecuję, że w związku z tym będę częściej publikować rozdziały. Do zobaczenia za tydzień ;')