niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 25

Nawet nie wiem na ile usnęłam, Josh mówi mi, że za niedługo będziemy na miejscu więc stwierdzam, że na nie więcej niż trzy godziny. Nawet nie wiem kiedy zatrzymał się w McDonalds bo gdy otwieram oczy widzę dwie torebki z jedzeniem i dwa shake'i. Odruchowo i z pragnieniem chwytam jeden z nich gasząc pragnienie w tak upalny dzień. 
- Nie wspominałem, że drugi jest dla ciebie - rzuca na mnie okiem z podstępnym uśmiechem na twarzy. Reagując na jego słowa odwzajemniam uśmiech i tym razem biorę jeszcze większego łyka. Słyszę stłumiony śmiech po czym oczami znów wraca na drogę. On tak dobrze mnie zna. Przewidział, że gdy się przebudzę, będę marudzić o jedzeniu, pomijając nawet fakt, że nie zjedliśmy śniadania, które wcześniej dla nas zrobił.
Na jego twarzy widzę rzadko spotykany, zrelaksowany wyraz twarzy. Chyba pomysł z wyjazdem do domu okazał się dla niego wielkim wytchnieniem z resztą dla mnie również. Nie było mnie w domu od czterech miesięcy, nie trudno w tym czasie oszaleć jeżdżąc z jednego planu na drugi, z miasta do miasta i tak dalej. Powroty są zawsze najlepsze, choćby na chwilę zatrzymać się w miejscu wolnym od zgiełku sławy.
Po kilku chwilach wpatrywania się w otoczenie za szybę samochodu mogę stwierdzić że jesteśmy już w Kentucky. O wiele mniej  wysokich zabudowań i o wiele więcej zieleni sprawiają, że nawet powietrze jest tu inne. Za każdym razem gdy widzę znajome mi równiny przypominam sobie gdy czasem jeździłam na koniach za młodu. Przypominam sobie jak bardzo lubiłam chodzić nad rzekę, przesiadywać tam w cieniu dębów. To tam po raz pierwszy jako mała dziewczynka uczyłam się scenariusza do teatrzyku szkolnego. Chyba tak się wszystko zaczęło. Teraz uczę się scenariuszy w cieniu własnej przyczepy na planach.
- Mam nadzieję, że zostaniesz u mnie na cały nasz pobyt - odzywa się.
Posyłam mu nieśmiałe spojrzenie. - Tak, ale dawno nie widziałam się z rodzicami chciałabym chociaż sprawdzić czy wszystko u nich w porządku. Moglibyśmy nawet zostać na obiad.
- W porządku, oczywiście że podjedziemy.
Gdy kładzie swoją wolną rękę na moim udzie przez moje ciało przebiegają dreszcze. Spogląda na mnie, ukradkiem posyłając dumny uśmiech. Nie muszę nic więcej mówić, Josh wie gdzie jechać. Jedyne co robię to wysyłam wiadomość do mamy powiadamiając ją o tym, że jestem w drodze do domu i jestem z Joshem. Nie spodziewałam się tak wielkiej zmiany w moim z góry zaplanowanym tygodniu, a na pewno nie spodziewałam się, że wrócę z nim do Kentucky.

***
W domu spędziliśmy ponad trzy godziny, z czego jedną spędziłam na witaniu się z bliskimi i przytulaniu. Moja mama nie koniecznie radośnie zareagowała na to co piszą gazety i nie umknęłam bez pogadanki na temat szanowania zdrowia i spożywania alkoholu. Brat, jak zwykle wmawiał mi, jak to się zmieniłam podczas mojej nieobecności. Nikt nie był zaskoczony obecnością Josha, już wiele razy przywoziłam go do mnie do domu.

Razem decydujemy się pojechać do jego nowo zakupionego, niewielkiego domu którym dzieli się ze swoim bratem. Okazuje się jednak że,wyjechał do Bostonu aby zdać egzaminy na studia, co oznacza, że nikt więcej nie zakłóci naszego spokoju. Ogarnia mnie uczucie podniecenia gdyż jedziemy do miejsca w którym byłam zaledwie tylko raz, nie zdążyłam dokładnie obeznać się w jego domu wiec nie jestem pewna czym tym razem mnie zaskoczy.
Dojeżdżamy na miejsce i od razu zaczynam podziwiać jego posiadłość. Od samej ulicy otacza go średni mur z ozdobnych kamieni i zaraz za nim ogromne tuje przysłaniające widok na podwórko. Najbardziej kocham w nim to, że na drugim końcu działki, otoczonej zielenią ma pełny dostęp do brzegu niewielkiego jeziorka, które zasila miejscowa rzeka. Stąd, gdy byliśmy tu rok temu z Liamem i Woodym, nieudolnie łowiliśmy ryby. Po czym, skończyło się to tak, że Liam wpadł do jeziora, ale to już zupełnie inna historia. Jest to letniskowy domek średniej wielkości, który zdaje się być idealny aby zatrzymać się w nim na kilka dni w ramach letniego wypoczynku. 
Josh wziął torbę z ubraniami, które zabrałam z domu i wchodząc za nim do domu przez półokrągłe i w pół szklane drzwi zostawił ją w salonie. Przez niewielki przedpokój przechodziło się do głównego holu. Za każdym razem dziwiłam się, że ten dom jest o wiele większy niż, jak się wydaje z zewnątrz. 
Wyjął z lodówki dwie butelki Coli i ruszył wzdłuż długiego korytarza prowadzącego do jasno oświetlonego pomieszczenia w którym stały dwie puszyste sofy a ścianę zdobiło kino domowe. Zbliżyłam się do okna podziwiając naturę rozwijającą się z tyłu domu podczas gdy Josh zdążył się już rozsiąść i rozsmakować zimnym napojem.
Skoro już jesteśmy w domu postanawiam się przebrać w wygodniejsze ubranie.
- Mogę skorzystać z łazienki ? - mruknęłam zbliżając się do torby aby wyciągnąć z niej nieco bardziej komfortowe ubranie. Nie jesteśmy już  Nowym Jorku więc mi nie zależy.
- Chryste, Jen nie musisz się pytać, już tu byłaś i wiesz gdzie jest łazienka - odparowuje ze śmiechem.
Zabieram potrzebne ubrania i wychodzę przez łuk drzwiowy. Weszłam do niewielkiego pomieszczenia na końcu korytarza, w którym znajdowały się wsparta na kolumnie umywalka, toaleta i przeszklona kabina prysznicowa. Tym razem zamknęłam za sobą drzwi. Nie żebym miała coś do Josha ale tym razem na wszelki wypadek je zamykam. Ściągam szybko ubranie zastępując je nowym. Zmyłam z siebie emocje, ochlapując twarz zimną wodą. Z mocnym postanowieniem wzięcia się w garść spojrzałam w swoje szaro niebieskie oczy. Wytarłam twarz ręcznikiem i zaczerpnęłam powietrza. Nie przeszkadzało mi, że jednocześnie wdycham kojący zapach perfum Josha.
Wracając do pokoju zastałam go siedzącego, opartego o zagłówek, przerzucającego kanały na płaskim ekranie telewizora.
-Przeprowadzasz się? - pytam, widząc pudła i walizki leżące pod ścianą.
- Całe życie na walizkach, chyba sama coś o tym wiesz - odparł lekceważąco, popijając colę. - Myślę, że powinniśmy coś zjeść, masz jakieś propozycje? - dodaje.
-Mój drogi, moją propozycją jest zawsze pizza - odpowiadam z uśmiechem.
-Jen, ostatnio jak byłem z tobą na kolacji to też jedliśmy pizzę. Tylko pizza i pizza.
- Bo w przeciwieństwie do twojego McDonalda, pizza wszystko naprawia. A poza tym jedliśmy już go wcześniej więc nawet nie próbuj mnie przekonywać Joshy! - wyjęłam z pod ramienia poduszkę i cisnęłam prosto w niego.
Josh złapał poduszkę i w zamian zaczął nią wymachiwać tuż przed moją twarzą. W momencie stanęłam na kanapie i sprytnie wyślizgnęłam wystającą zza jego pleców kolejną poduszkę. Próbowałam ją wyciągnąć, ale wtedy Josh chwycił mnie za nogi i przewrócił mnie na plecy. Przeskoczył obok mnie i rzucił mi poduszkę na twarz.
- To nie sprawiedliwe - odrzuciłam. - nie ma blokowania
- Tyle zamieszania o twoją głupią pizzę Jen - powiedział i zaczął się śmiać.
- Ah tak? Twierdzisz, że mój pomysł na pizzę jest zły? - odpowiadając wyrwałam się z potrzasku i mocno pchnąwszy go na plecy usiadłam mu na klatce. Unieruchamiając mu ręce kolanami, tym razem to ja przygniotłam mu twarz poduszką.
- Zaczynasz ze mną pogrywać Jennifer, a twoja gra jest nie fair - wycedził przez poduszkę i bez trudu wyswabadzając ramiona przewrócił mnie znów na plecy.
Znów był nade mną, z dłońmi wspartymi po obu stronach mojej głowy i ciałem ściśniętym moimi kolanami. Pochylił się i wpatrywał we mnie ze swoim psotnym uśmieszkiem. Czułam na sobie jego ciepły oddech gdy oboje znów poczuliśmy bliskość i zorientowaliśmy się, że żadne z nas nie miało poduszki.
- Cóż chyba mamy remis i nie jemy wcale - powiedział w końcu.
- Chyba jakoś to przeżyję - wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się próbując zachować powagę. Wstrzymałam oddech i wpatrywałam się w niego gdy zauważyłam znajomy błysk w jego oczach.
- Josh jechaliśmy tu ponad sześć godzin, mówisz poważnie? 
- Najpoważniej - wyciągnął rękę i poprowadził mnie w dół schodami.
Powiodłam za nim schodami do garażu i  gdy otworzył drzwi powitała mnie ogromna kolekcja różnorodnych motocykli. Było ich chyba z sześć.
- Miałeś na myśli motocykl? Wszędzie będzie jeszcze więcej naszych zdjęć.
- Będziemy mieli kaski, nikt nas nie rozpozna. Nie daj się znowu prosić. Ostatnio jak chciałem się z tobą przejechać, patrzałaś na mnie jakbym miał trzy głowy, czy coś podobnego - zaczął się śmiać podchodząc do półki pod ścianą. Gdy przechodziłam pomiędzy motocyklami, Josh zdążył wyjąć z szafy dwa kaski, srebrny i różowy. 
-Po co ci aż tyle motocykli? - dotknęłam jednej z pokrytych skórą rączek kierownicy.
-A tobie po co tyle torebek? - odparł wręczając mi kask.
- To nie to samo. Każda torebka idzie do innej sukienki, na różne okazje. Każda spełnia inne zadanie.
Josh nacisnął przycisk i rolowane drzwi od garażu zaczęły się podnosić. Zwrócił się w moją stronę i założył swój kask.
- Widzisz, tak samo jest z moimi motorami. Wszystko zależy w jakim jestem humorze, gdzie chcę jechać i z kim...
Słuchając uważnie jego słów położyłam mu dłoń na ramieniu. - Czuję, że szykuje się długa lektura więc odpuśćmy ją sobie.
Dobrze wiem jak Josh potrafi mówić godzinami o swojej miłości do dwukołowców.
Ujął różowy kask, założył mi starannie na głowę i zapiął pasek pod brodą. Starannie obserwowałam jego skupienie na twarzy gdy zgrabne palce muskały moją skórę twarzy. Przeszłam jeszcze obok dwóch Harley'ów i szczególnie wpadł mi w oko biało czarny model przy, którym się zatrzymałam. Wzdrygnęłam się na myśl, że zaraz mam na niego wsiąść. Coraz bardziej obawiałam się tej jazdy, choćby ze względu na to, że nigdy wcześniej nie siedziałam na takim pojeździe chyba, że jako dziecko z bratem. Myśl, że Josh lubi szybką jazdę, wcale mnie nie pocieszała. Podszedł do mnie i widząc moje zmieszanie, położył dłonie na mojej talii.
- Pierwszy raz hmm? Więc zacznijmy od tego, że musisz mi zaufać. Chcę żeby była to dla ciebie przyjemność a nie ciągły strach. Nie będziemy się ścigać. Jen pamiętaj, że jestem doświadczonym kierowcą i nie pozwolę aby coś nam się stało - pogładził mój policzek wpatrując się we mnie z podniesioną brwią.
Przytaknęłam uśmiechając się aby zakryć niepokój.
-Przez cały czas najlepiej będzie jeśli będziesz mnie kurczowo obejmować w pasie.
-Co jeśli nie będę się trzymać wystarczająco mocno? - dodałam z rozbawieniem.
-Nawet nie żartuj Jen. Co jak co ale nie chcę cię mieć na sumieniu - posłał mi karcące spojrzenie.
Wyjaśnił, że będziemy jechać drogą ekspresową, czyli dość spokojnie bez wybojów i intensywnych zakrętów.  Przemierzył mnie wzrokiem - Myślę że w samej koszulce będzie ci zimno, daj mi chwilę - Josh pobiegł schodami na górę. Rozejrzałam się i zauważyłam, że zdążyło się już ściemnić. Jazda z Joshem motocyklem w letnią noc pod gwiazdami, na pewno nie jedna dziewczyna oddała by za to wszystko. 
Nim się obejrzałam, wrócił trzymając w ręku dżinsową kurtkę. -W tej powinno być ci cieplej i będzie cię lepiej chronić - przytrzymał kurtkę przede mną i wsunęłam ręce w rękawy.
- Dziękuje, jest idealna...Zupełnie, jak ty - dodałam po chwili. Przy czym wywołałam uśmiech na jego twarzy.
-A ty świetnie wyglądasz w moich ciuchach - mrugnął do mnie, zapinając swój kask.
Czekałam jeszcze chwilę patrząc jak zakłada skórzane rękawiczki i okulary. Wzięłam moje okulary, które również założyłam. Oboje byliśmy jak nie do poznania.
Spojrzałam na motor przełykając ślinę. Jeśli nawet najmniejsza rzecz pójdzie nie tak i spadnę z niesamowitą prędkością na pewno się zabijemy. Postanowiłam jednak odeprzeć ciemne scenariusze i jak jak zwykle zaufać Joshowi. Zademonstrował mi jak powinnam wsiąść i jaką pozycję trzymać. Gdy byłam już gotowa i postawiłam nogi w odpowiednich miejscach, Josh dając mi buziaka w policzek, zajął miejsce przede mną.
- Wszystko w porządku? Gotowa?
Kiwnęłam głową i oplotłam szatyna w pasie. - Tak.
Warkot silnika przeprowadził przeze mnie dreszcze. Przysunęłam się do niego jeszcze bliżej, przez sekundę zastanawiałam się czy w ogóle może przeze mnie oddychać.
-Błagam, nie zabij nas - Niemal krzyczałam upewniając się czy słyszy.
-Postaram się - ścisnął moje udo.
Powoli wyjechaliśmy z garażu i zatrzymaliśmy się przed domem aby Josh mógł kontrolować automatyczne zamknięcie się bramy i garażu.
Kiedy wyjechaliśmy na główną drogę, przyśpieszył. Przeklęłam pod nosem gdy zmienił tępo, zaciskając palce na jego brzuchu jeszcze mocniej. Pod palcami poczułam jego śmiech.
Obserwowałam mijający krajobraz przy świetle latarni i mijających nas pojazdach.
Cały strach został nagle przysłonięty przez adrenalinę buzującą zarówno w moich, jak i jego żyłach.
Zatrzymaliśmy się na światłach a ja skorzystałam z okazji aby wyjąć z ust nieznośny kosmyk włosów. Obok w samochodzie dostrzegłam kobietę, której wyraz twarzy przesądził o tym, że prawie nas rozpoznała. Przyglądając się, jej usta opadły i gdy wróciła do rzeczywistości, Josh znów ruszył. Zaśmiałam się widząc zdziwienie kobiety.
Przyśpieszyliśmy, pozostawiając Union za sobą w pyle. Josh wbił wbił wyższy bieg i silnik aż zahuczał gdy się jeszcze bardziej rozpędzał. Znów go ścisnęłam, tym razem sama nie wiem czy z większego strachu, czy jeszcze większego podniecenia szybką jazdą. Ale gdy wiatr stawiał opór na mojej twarzy i obserwowałam rozmazujące się przede mną kolory, zrozumiałam, że jazda z nim motorem nie równa się z żadną inną rzeczą która dała mi takich emocji.
Poczuliśmy się wolni, bez presji. Tu nie byłam Jennifer Lawrence, wielką gwiazdą Hollywood, aktorką z napiętym grafikiem i brakiem czasu dla siebie. I on nie był Joshem Hutchersonem, chłopakiem który pochodził z mojego rodzinnego stanu, dorastającym na wielkim ekranie i życiem poświęconym swojej karierze. Byliśmy po prostu Jen i Joshem, zwykłymi ludźmi, nieznaczącym procentem na świecie. Metal nie dbał o sławę,  guma opon nie słuchała plotek magazynów, asfalt nie śledził nas i nie zadawał natrętnych pytań jak fotoreporterzy. Może w innym wymiarze te rzeczy miały znaczenie ale w nie tej chwili i tej rzeczywistości. W tej chwili byliśmy po prostu sobą. Jakby wszystkie problemy a nawet strach przestał istnieć. Położyłam głowę na ramieniu chłopaka, obserwując drogę przed nami.


Witam po długim czasie! Przepraszam, że w tamtym tygodniu nic nie napisałam ale ostatnie tygodnie szkoły były wyjątkowo pracowite i pochłaniające mój czas. Czekam na wasze komentarze i może jakieś pomysły co byście chcieli aby się znalazło w kolejnym rozdziale. Wakacje za rogiem i obiecuję, że w związku z tym będę częściej publikować rozdziały. Do zobaczenia za tydzień ;')

niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział 24


We śnie wciąż powracam do minionych wydarzeń. Moja rzeczywistość skupia się tylko na nim. Już od początku naszej znajomości wiedziałam jak mocno na mnie oddziałuje. Chemia rosła z dnia na dzień planu ,z roku na rok. Staliśmy sobie bliscy i każda osoba obserwująca nas przez pryzmat lat mogła to szczerze przyznać.Leżę na łóżku zastanawiając się co wydarzyło się na prawdę a co nadal jest snem. Przed oczami mijają mi urywki z nocy w klubie i słowa Josha w hotelu. Dryfuję pomiędzy snem a jawą, zmęczona upojeniem, które dał mi Josh. Jeszcze niedawno nie wyobrażałam sobie nas w takiej sytuacji. Oboje w końcu znaleźliśmy miejsce najbliższe naszych serc, do którego dawno baliśmy się przyznać. Tak wiele razy go odrzucałam a to przecież przy nim czuję, że wreszcie żyję. Być może to, co czuję to tylko tymczasowe uczucie, które zostanie mi odebrane przez inną osobę. Boje się obudzić przy pukaniu do drzwi Claudii, jej połączeń i sms-ów lub tego, że to ona znów stanie się powodem naszych kłótni.

Gdy jednak moje najgorsze przeczucia się spełniają, dzwonek hotelowych drzwi odzywa się. Otwieram stłumione oczy, co przychodzi mi łatwo gdyż nie zdążyłam zapaść w głębszy sen. Komu Josh mógłby powiedzieć, w którym z hotelów się zatrzymamy? W głowie układam listę osób, które mogą stać za drzwiami. Może niepotrzebnie panikuję gdy może się okazać, że to ktoś z hotelowej obsługi.
Josh, również się obudził. Spogląda na mnie pytająco i zrywając się z łóżka zakładamy ubranie. Nie mam tu nic na przebranie w przeciwieństwie do niego, więc postanawiam ubrać jego koszulkę sięgającą mi do połowy uda. Obracam się i widzę, że przeciwnie zaspany Josh jest już w połowie procesu zakładania spodni. W takim razie to ja podchodzę do drzwi i je otwieram.
 - Jennifer! - to osoba która dzwoniła do mnie wcześniej, stoi teraz wrzeszcząc moje imię. - Co ty sobie do cholery myślałaś nie odbierając moich telefonów?
- Po prostu nie potrzebuję aby ktokolwiek przerywał mi tak piękny, a za razem ciężki poranek - odpowiadam poirytowana mojej menadżerce. To ona wydzwaniała do mnie jeszcze gdy byłam pod prysznicem. Wiedziałam, że i tak nie wie gdzie jestem, więc nie muszę się z nią kontaktować. W tamtej chwili zupełnie ważniejszy był dla mnie Josh niż rozmowa z nią. - Jak w ogóle mnie tu znalazłaś? -dodaję, nie ukrywając zdziwienia.
- Jennifer, wydzwaniam do ciebie od ponad czterech godzin. Z twoim charakterem i pomysłowością nie trudno się o ciebie nie martwić, moja droga. Wystarczył telefon do menadżerki Josha aby podała mi adres hotelu, w którym się zatrzyma. Nie trudno było się domyślić, że jesteście tu razem gdy nie było cię w swoim apartamencie.
Josh posyła mi niezręczne spojrzenie gdy siada na kanapie obok. - Co się więc stało, że tak bardzo pragnęłaś się spotkać?
- To raczej wy mi powiedzcie co takiego działo się po wczorajszej imprezie, że wszędzie krążą zdjęcia, na których widać, jak Josh wnosi cię do hotelu i wyprowadza z klubu. Jen czy ty nie potrafisz obejść się bez skandalu? Nie możemy dać fanom tego co chcą, czyli was razem. Akurat teraz gdy mamy bardzo ważną promocję filmu myślę, że powinniście trzymać się z dala od fotoreporterów, zwłaszcza wspólnie - wyjaśnia.
Josh wstaje, podchodzi do okna i nerwowo jeździ rękami po głowie. Spoglądam na jego reakcję i widzę, że ostatnie słowa bardzo go dotknęły. Chyba nie przejął by się zbytnio zdjęciami tylko tym, że powinniśmy się nawzajem unikać. Sama w głowie przetwarzam jej słowa i zdaję sobie sprawę, że na dłuższą metę jest to nie możliwe.
Moja menadżerka widząc nasze rozczarowanie, kontynuuje. - Za tydzień macie wspólny wywiad i liczę na to, że wyjaśnicie tę całą sytuację i potwierdzicie, że wszystkie plotki o waszym związku to nieprawda. Nie możecie się teraz spotykać. To wszystko co miałam wam do powiedzenia - spuszcza z nas wzrok i wpatruje się w swój telefon.
- Nie wierzę, że nas o to prosisz - opieram głowę na dłoniach i pocieram nerwowo czoło.
- Nie macie wyboru. Jennifer jeśli nie będziesz ze mną współpracować to do niczego sama nie zajdziesz. Po prostu proszę abyś unikała mediów. A teraz muszę iść do wytwórni i sprostować sytuację w twoim imieniu.
Po jeszcze kilku pouczeniach, pożegnała się z nami i wyszła zostawiając nas zdziwionych i rozczarowanych.
Włączam telewizor i dowiaduje się, że mówią o nas na kanałach plotkarskich. Wszędzie zdjęcia i nagłówki o tym, jak najbardziej pożądana aktorka Hollywood, Jennifer Lawrence upiła się zeszłej nocy i znany aktor, Josh Hutcherson wnosił ją na rękach do hotelu. To naprawdę wygląda źle, nie spodziewałam się, że aż tak.
- Jak mogłeś pozwolić aby ci idioci zrobili nam zdjęcie? - zwracam się do niego ze złością w głosie. Stojący pod ścianą wzrusza ramionami i patrzy na mnie. - Jen zależało mi na tym, żeby jak najszybciej znaleźć się w środku. Nawet nikogo nie zauważyłem, nie zwracałem na nich uwagi. Miałem im powyrywać aparaty z rąk?Przepraszam.
- Wiesz co mnie najbardziej załamuje, Josh? To, że gdy w końcu jesteśmy wolni, to wytwórnia i cały świat stoi nam na przeszkodzie - załamuje ręce i odwracam od niego wzrok.
- Jen nikt nie może mi zabronić czuć tego, co do ciebie czuję! - podchodzi i siada obok mnie.Jego głowa podostaje zapatrzona w podłogę. - Nigdy - mówi nieco ciszej i spokojniej. Gdy go słyszę przechylam głowę na jego ramię.
- I wiesz co? Piepszmy ich wszystkich, za to że oni wpiepszają się w nasze życie! Wyjedź ze mną na kilka dni do domu, do Kentucky.
Podnoszę głowę oczami analizując jego błagający wyraz twarzy i słowa. Moje oczy zaczynają błądzić po pokoju zastanawiając się nad odpowiedzią, której nie jestem pewna. - Chyba oszalałeś, nie możemy tak po prostu rzucić wszystkiego i wyjechać bo nam się tak podoba, bo media nas wkurzają.
Jego wyraz twarzy trwa niezmieniony a ja przez chwilę zaczynam się zastanawiać czy nie powinnam mu ulec. Analizuję poprzednie miesiące i dochodzę do wniosku, że przez ostatnie kilka miesięcy praktycznie nie opuszczałam Nowego Jorku. - W porządku - dodaję wstając z kanapy i stając przed nim. - Jadę z tobą do domu.
 *
Josh wykonuje telefon do swojego publicysty mówiąc mu, że nie będzie go w mieście i krótko wyjaśniając najnowsze wydarzenia. W między czasie ja zbieram swoje rzeczy i wkładam wszystko do małej torby Josha.
Gdy kończy rozmawiać,jestem już gotowa i czekająca do wyjścia. Jestem przerażona gdy widzę rządek ludzi z aparatami. Zaciskam dłoń na ramieniu Josha i zaczynam panikować. Zrobią jeszcze więcej zdjęć, zaczną obrzucać nas pytaniami i utrudnią dojście do samochodu. Tabloidy opublikują kolejną historie na nasz temat a mój zespół mnie zabije. 
Josh wyraźnie reaguje na moje paznokcie wpijające się w jego rękę i uspokaja mnie jeszcze zanim znajdujemy się w ich widoku. 
- Spokojnie, Jen. Przejdziemy szybko do samochodu, nawet nie zwracaj na nich uwagi, niech robią nam zdjęcia. Nie dajmy im sobą manipulować. Przecież to nie pierwszy raz gdy przechodzisz koło aparatów Jen, spokojnie - gładzi moje plecy mówiąc spokojnym tonem, gdy znów zaczynamy iść w stronę wyjścia.
- Nienawidzę tego, zwłaszcza gdy znają mój słaby punkt. Nigdy nie przestaną o nas wypytywać,  robić nam zdjęć i tworzyć spekulacji bo wiedzą, że to ty jesteś moim słabym punktem, Josh - zakładam okulary ukrywając łzy gromadzące się w moich oczach.
Patrząc w dół, nawet nie widzę ich twarzy tylko co chwilę gasnące, oślepiające białe światło. Nie słyszę niczego konkretnego tylko przekrzykiwanie naszych imion i pytania o to, czy noc była udana.
Kurczowo trzymam się jego ramienia, jakbym zaraz miała zapaść się pod ziemię gdy prowadzi nas do samochodu. Nie ma z nami ani kierowcy ani ochroniarzy. Jesteśmy zdani sami na siebie więc to Josh decyduje się prowadzić.
Biorę głęboki oddech ulgi gdy zatrzaskuje drzwi. Przez przyciemniane szyby nikt nas już nie widzi. Jeszcze przez kilka chwil taranują nam tył samochodu zanim odjeżdżamy.
-Nawet nie chcę wiedzieć co jutro wymyślą po tym jak widzieli nas wychodzących razem - mówię tkwiąc wzrokiem w przemijających obok budynkach.
-Ja też nie chcę wiedzieć,nawet mnie to nie obchodzi. Znam własną prawdę, to że Cię kocham Jennifer Lawrence i nie pozwolę nikomu mi w tym przeszkodzić.
Odwracam głowę patrząc w jego wielkie niebieskie oczy. Odwzajemniam mały uśmiech, który tak samo maluje się na jego twarzy. Chwyta moją dłoń i wspólnie splatamy palce. Nie muszę mu mówić, że ja również go kocham bo dobrze o tym wie. Zmieniając biegi puszcza moje palce ale za każdym razem silna dłoń wraca, trzymając moją z powrotem. Staram się nie martwić tym co nas czeka gdy wrócimy do "wielkiego miasta" i tym, co powiedzą ludzie. Myślę o tym jaka jestem szczęśliwa w końcu mogąc odważnie powiedzieć, że trzymam w dłoni cały mój świat.

Hej, hej ;) 
Muszę przyznać, że juz powoli zbliżam się do końca tego fanfika. Na razie jestem w trakcie obmyślania zakończenia i mam juz parę pomysłów i sugestii. Jestem otwarta aby poznać również wasze. Nie mówię jednak, że to całkowity koniec tego opowiadania gdyż przez wakacje mam zamiar napisać drugą część.
Jak zwykle doceniam każdą opinie i to od was zależy czy będę to kontynuować czy nie. Tak więc komentujcie, czytajcie i do zobaczenia za tydzień :')